- Seria:Opowieści z pasją
- Liczba stron: 428
- Oprawa: miękka
- ISBN: 978-83-238-8285-5
- Premiera: 04.11.2011
- Moja ocena: 4+/6
- "Cena małżeństwa"
- Włoch Rafaello di Viscenti jest młodym, ambitnym przedsiębiorcą, spadkobiercą wielkiego majątku i prężnej, dobrze rozwijającej się firmy. Jest skłócony ze swoim ojcem od dnia śmierci swojej matki. Rafaello nie może wybaczyć tacie, że zatracił się w żałobie zostawiając go zupełnie samego. Od tamtej pory między mężczyznami narastał mur niedomówień i złości. Ojciec- Enrico wymyśla chytry plan aby zwabić syna do domu. Chce aby Rafaello do dnia swoich 30 urodzin ożenił się. Wybrał już dla niego żonę- kuzynkę Lucię. Gdy to uczyni Enrico odda mu we władanie rodzinne przedsiębiorstwo jeżeli nie ugnie się przed wolą ojca ten sprzeda kontrolny pakiet akcji. Rafaello postanawia przechytrzyć swojego rodzica. Za niebagatelną kwotę 100 000 funtów, kupuje sobie żonę. Biedną dziewczynę, Magdę, pracującą jako sprzątaczka w apartamentowcu należącym do młodego Włocha.
- Magda jest sierotą, mieszkała się w domu dziecka, nigdy nie znała swoich rodziców. Dziewczyna wychowuje rocznego synka Benjego, mieszaka w najbiedniejszej dzielnicy Londynu, w klitce ciemnej i wilgotnej.
- Chce zmienić życie swojej małej rodziny. Z wielkim wahaniem przyjmuje propozycję Rafaella. Wychodzi za mąż i wyrusza do Włoch, do Toskanii aby poznać familię swojego męża. Jednak nic nie wygląda tak jak myślała. Jej wizyta jeszcze bardziej skłóca ojca i syna.
- Enrico wykrzyczał do swojej synowej:
- "Mój durny syn wybrał cię specjalnie, żeby mnie obrazić. Powiedział mi prosto w oczy, że nie zamierzał podporządkować się moim życzeniom i dlatego znalazł sobie żonę najgorszą, jaką mógł znaleźć. Jesteś brzydka, tępa, amoralna. Jesteś produktem londyńskich slumsów. Ożenił się z tobą nie na złość".
- Magda mimo tych słów i jawnej niechęci ze strony teścia stara się dobrze wywiązać z umowy jaką podpisała z Rafaellem. Sytuacja angielki zmienia się gdy z brzydkiego kaczątka zmienia się w łabędzia.
- "Tajemnica domu mody"
- Eve i Elle są siostrami bliźniaczkami. Eve jest nieśmiała, poważnie podchodzi do życia, ceni sobie wykształcenie. Jest doktorantką na wydziale poezji renesansowej na uczelni brytyjskiej. Elle jest roztrzepaną, wesołą i pragnącą czegoś więcej od życia dziewczyną. Fascynuje ją świat mody. Rzuca studia i wyrusza do Florencji w pogoni za marzeniami. Staje się czołową modelką Domu Mody Antonia Di Lazara. Niestety Elle padła ofiarą syna projektanta, dilera narkotykowego.
- Dwa lata później Eve wyrusza śladem siostry i próbuje odnaleźć jej zabójcę. Poznaje Raphaela Di Lazarę, próbuje powiązać jego osobę ze światem przestępczym. Śledztwo utrudnia jej fakt, że od chwili poznania przystojnego Włocha coś ją do niego przyciąga. Serce na jego widok bije szybciej, każdym porem skóry odbiera wibracje jego głosu a zapach uwodzi jej nos. Dodatkowo okazuje się, że Antonio Di Lazara ma dwóch synów. Który z nich dostarczał Elle narkotyki?
- Eve nie chce wierzyć, że mógłby to być Raphaelo. Podczas kolejnych spotkań dowiaduje się o trudnym dzieciństwie mężczyzny. W wieku 7 lat traci matkę w nieszczęśliwym wypadku. Krótko potem ojciec ponownie się żeni a syna wysyła do szkoły z internatem w Anglii. Nie sprzyjało to dobrym stosunkom z Antoniem oraz przyrodnim bratem.
- W końcu Eve odkrywa całą prawdę.
- "Druga siostra"
- Znowu siostry bliźniaczki. tym razem są to Angielki Jilly i Milly.
- Jilly pełna życia, otwarta, czarująca. Zawsze była ulubienicą wszystkich. Milly- cicha domatorka, pozbawiona blasku i magnetyzmu siostry. Zawsze na drugim miejscu, nawet w sercu matki.
- Jilly ma wiele pomysłów na życie ale ciągle ponosi porażki. Wyłudziła od matki dużą kwotę pieniędzy na rozkręcenie interesu, firma upada zadłużona a właścicielka znika zostawiając rodzinę z kłopotami. Zatrudnia się jako osoba do towarzystwa do starszej pani we Florencji. Liczy jednak na romans a nawet małżeństwo z bardzo przystojnym i okropnie bogatym Włochem Cesare Saracino, swoim pracodawcy. Gdy nie udaje jej się go uwieść okrada babcię i znika bez śladu.
- Pewnego dnia w Anglii, w domu Milly pojawia się Cesare. Bierze ją za Jilly, oskarża i zmusza do odrobienia skradzionych pieniędzy. Milly chcąc ratować siostrę przed więzieniem zgadza się wyjechać do Toskanii. próbuje stać się taka jak siostra lecz ta rola zaczyna ją przerastać. Wrodzona nieśmiałość, delikatność i wrażliwość wzbudza podejrzliwość Cesara, jednocześnie nie potrafi on oprzeć się tej kobiecie z marzeń.
- Z każdym dniem ukrywanie tożsamości sprawia Milly coraz więcej trudu, ona również zakochuje się w Cesarze.
- Te trzy historie łączy ze sobą Toskania. Razem z bohaterkami odkrywamy piękno tego regionu Włoch. Poznajemy ją poprzez historię, smaki i uczucia.
- Książka pokazuje nam, że czasem bajki wydarzają się w rzeczywistości. Są to historie o Kopciuszkach XXI wieku, których życie toczyło się bardzo powoli, często w trudnych warunkach. Wiodły smętny żywot w cieniu swoich sióstr do momentu kiedy pojawił się on- przystojny Włoch z koneksjami i górą złota w skarbcu. Wystarczyło jedno spojrzenie aby iskra miłości rozpaliła ich serca. Nie mogło zabraknąć też happy endu. Małżeństwo, dzieci i żyli długo i szczęśliwie.
- Połączenie tych historii uważam za udane. Książka podobała mi się. pozwoliła oderwać się od szarości i monotonii dnia. Poprawiła mi nastrój i pozwoliła się odprężyć w przedświątecznych przygotowaniach.
- Ładna okładka cieszyła oko i przeniosła w wyobraźni w klimatyczne uliczki Toskanii, cudowne zapachy, pięknej i słonecznej pogody oraz gwar typowy dla włoskich miasteczek.
- Konkurs:
- Jeżeli macie ochotę stać się posiadaczkami "Wszystkich barw Toskanii" to zapraszam na małą wygrywajkę. Będzie ona trwać do 10 stycznia. Wyniki podam w ciągu trzech dni od zakończenia konkursu. Zwycięzcą będzie jedna osoba. Co trzeba zrobić aby wziąć w nim udział? W komentarzach opisz historię swojej pierwszej miłości. Wybiorę tę , która najbardziej mi się spodoba :)
- Życzę powodzenia :)
Uwaga!
Wszystkie teksty zawarte na blogu Aleksandrowe myśli, chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.
Translate
Łączna liczba wyświetleń
Wszystkie barwy Toskanii + konkurs
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Administrator strony Aleksandrowe myśli korzysta z systemu komentarzy Disqus. Adresy IP i adresy e-mailowe są przechowywane przez administratora Disqus'a. Zakładając stronę na platformie Disqus wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.
Ou, zadanie konkursowe ciekawe, ale ja tę pozycję mam już za sobą. :)
OdpowiedzUsuń:) Czekam zatem na kolejnych chętnych :)
OdpowiedzUsuńWydaje się bardzo ciekawa,może kiedyś przeczytam;) W konkursie niestety nie wezmę udziału,nie mam pomysłu,jak by to opisać ciekawie;p
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się ciekawa, więc spróbuje swoich sił w konkursie.
OdpowiedzUsuńHistoria mojej pierwszej miłości rozpoczęła się w 4 klasie podstawówki. Zakochałam się do szaleństwa w pięknym chłopcu imieniem Zbyszek. Chodził on do piątej klasy i był moim zdaniem najwspanialszym chłopakiem w całej szkole.
Wszyscy moi znajomi podśmiewali się z mojej platonicznej miłości w której nieustannie maślanymi oczyma wodziłam za Zbysiem.
On zdawał sobie z,,powagi'' moich uczuć, ale olewał mnie totalnie.
Moja miłość trwała aż do momentu ósmej klasy i skończyła się wraz z rozpoczęciem nowej edukacji w szkole średniej, gdzie poznałam nowe osoby.
Nieoczekiwanie po wielu latach nasze drogi moje i Zbyszka zbiegły się ponownie na sylwestrowej zabawie, gdzie choć byliśmy z innymi partnerami, to jednak wspólnie przetańczyliśmy całą noc wspominając szkolne lata, w których ja byłam do szaleństwa w nim zakochana.
Teraz widziałam nowy błysk w oczach Zbynia i zauważyłam, że wpadłam mu w oko o czym świadczyła choćby odprowadzka pod mój dom, lecz ja na sam koniec, gdy zaoferował randkę, dałam Zbyszkowi ,,kosza'' w odwecie za cztery lata miłosnych cierpień ze szkolnych lat.
Wiem, że jestem podła, lecz jak to mówią ,,miłość nie wybiera'' a teraz, to ja już nic do Zbyszka nie czułam....
Konkurs ciekawy, ale udziału w nim nie wezmę. Za to dodaje informację o nim u siebie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHistoria mojej pierwszej miłości jest banalna jak życie.
OdpowiedzUsuńPoznaliśmy się gdy byliśmy nastolatkami. On był ode mnie trochę młodszy ale bardzo mi się podobał. Podobały mi się jego przepastne brązowe oczy, okolone długimi rzęsami i rycerskie podejście do kobiet. Jednak nic nie zdradzało bym ja interesowała jego. Wakacje w tej samej miejscowości nie zbliżyły nas wcale. On traktował mnie jak inne dziewczyny a ja jego ... wyjątkowo podle. Duma nie pozwalała mi na cień pozoru zainteresowania. Tym bardziej, że wokół kręciła się duża konkurencja. Po jakimś czasie odprowadzał mnie z pewnego przyjęcia i po raz pierwszy tak naprawdę rozmawialiśmy - ze sobą i o sobie. Nie wiem jak się stało ale późną już nocą, pod moim blokiem, czarując mnie tymi oczami wyciągnął ze mnie moje najgłębiej skrywane uczucia i zgadł moją skłonność ku niemu. A może wiedział już wcześniej i udawał, że zgaduje? W każdym razie nie wyznał mi wzajemnie uczucia. Zła na siebie, za swą słabość rzuciłam, że zapomnę o nim i o tym co do niego czuję. Odrzekł, że mi nie pozwoli. Nie widziałam go potem przez kilka dni. A potem dostałam list bez nadawcy. A w nim pisane gotycką czcionką, ręcznie wycyzelowane dwa słowa "Kocham Cię". Od tej chwili wszystko było wiadome. Spotykaliśmy się codziennie. Choć na chwilę. Nie było mu po drodze, ale odprowadzał mnie ze szkoły, a potem zazwyczaj rozmawialiśmy pod moim blokiem. O naszych planach, o przyszłości. Wiedzieliśmy od razu, że się pobierzemy i będziemy razem i dążyliśmy do tego przez 4 lata. Potem był ślub i ...... Minęło już 17 lat, a on nadal patrzy na mnie tymi przepastnymi, brązowymi oczami i mówi "Kocham Cię". A na mnie działa to tak samo jak wtedy, - pod blokiem :)
Ja chętnie wezmę udział w zabawie :) Jeśli chodzi o moją pierwszą miłość, no cóż, zdarzyło mi się dopiero w tym roku, dokładnie w styczniu. Od paru dni wymieniałam wiadomości z pewnym chłopakiem. Nie wiedziałam niestety, jak wygląda, ale wiedziałam co studiuje i doszłam do wniosku, że chyba studiuje u mnie na wydziale i na moim piętrze. To był piątek, 21 stycznia, miałam egzamin z literatury i tuptałam na 4 piętro po schodach. Zobaczyłam pewnego czarnowłosego chłopaka i sama nie wiem skąd, ale domyśliłam się, że to ten Karol, z którym piszę, chociaż nie miałam pojęcia, że to on. Głupio mi było podejść do niego, też miał egzamin i siedział z grupą. Zapytałam moją koleżankę (z jego roku), czy jest tam jakiś Karol, no i okazało się, że miałam rację, to on :) Bez wahania podeszłam, przedstawiłam się, ale zdążyliśmy pogadać może jakieś 2 minuty, musiałam lecieć na egzamin. Zdałam na piątkę; później się spotkaliśmy i zostaliśmy parą, bardzo szczęśliwą i jesteśmy razem do dziś :)
OdpowiedzUsuńHeh, moja pierwsza miłość jest podwójna :)
OdpowiedzUsuńW podstawówce zakochałam się w dwóch Marcinach :) Byli przyjaciółmi, a ja nie potrafiłam wybrać, który podoba mi się bardziej, zwłaszcza, że wszystko robiliśmy w ctrójkę :)
Jako rezolutna czwartoklasistka wpadłam na genialny pomysł, że będę ich wymieniała :) Przez dwa miesiące "chodziłam" z jednym, a kolejne dwa z drugim :) W praktyce wyglądało to tak, że po szkole cały czas spędzaliśmy w trójkę, a od 18.00 do 19.00 spędzałam czas tylko z jednym z wybrańców :)
Ktoś powie, że to żadna miłość... oj nieprawda. Chłopcy pisali mi liściki miłosne, skakali dla mnie ze ślizgawki - kto dalej (co skończyło się małym wypadkiem). Nasza miłość trwała ponad dwa lata, aż Marcin W. poznał nową dziewczynę i już nie było takie samo :(
Nidługo potem wyprowadziłam się na inne osiedle i wielka miłość wygasła.
o MG, ja bym tak bardzo chciała spróbować zawalczyć o te książki, bo kocham książki niezmiernie, ale ... jak ja mam opisać tą pierwszą miłość. I która to była ta pierwsza? hahahah.
OdpowiedzUsuńChyba ta z sąsiadem o rok starszym. Mieszkaliśmy w jednym bloku w małym miasteczku. On pochodził z rodziny wielodzietnej ja byłam jedynaczką. Kurcze, jak mi się tam u nich podobało. Oj działo sie tam, działo. Sześcioro ich tam było. A on był najmłodszy. Wszystko razem robiliśmy jak już jedno u drugiego było. Nawet siku, bo jedno bez drugiego w toalecie nawet nie wytrzymywało. Przysięgalismy sobie miłość NA ZAWSZE.
Lubiłam bywać w domu swojego "pierwszego narzeczonego". Razem bawiliśmy się w piaskownicy, w wojnę (patyk to był pistolet). A skąd zabawa w wojnę? No bo wspólnie ogladaliśmy "czterej pancerni i pies".
Pamiętam, że bardzo mi było smutno, kiedy mój narzeczony ... rok starszy ode mnie poszedł do zerówki. Kurcze, ja zostałam sama. Nie bawiliśmy się razem już tak często.
Do dziś dnia mam na palcu pamiątkę, która przypomina mi moją pierwszą miłość. A mianowicie na małym palcu lewej reki mam galantą bliznę po szyciu. Palec poducha palca rozeszła się jakby na dwie części. Palec po prostu pękł. Stało sie to tak, że ja wsadziłam ów paluszek w szparę drzwi wejściowych do bloku, w którym mieszaliśmy, a mój luby ... nie mając pojęcia, że zachciało mi się tak umieścić paluszek ... zatrzasnął z całej siły drzwi.
Nie zapomnę tego do końca życia, choc lat wtedy miałam jakieś 5. Panika mojej mamy, bieg na pogotowie, czekanie w poczekalni poradni chirurgicznej, szycie na żywca i moja mama, która nagle zniknęła mi z pola widzenia, bo najnormalniej zemdlała w momencie, kiedy lekarz założył mi pierwszy szef.
I tak jakoś potem rozeszły się drózki nasze.
Narzeczony zawsze był o rok do przodu, jeśli chodzi o szkołę.
Robił czasami podchody, ale były to takie końskie zaloty kawalerki z podstawówki, że razu jednego gdy przesadził, bo niby po przyjacielsku klepnął mnie po plecach tak, że nie mogłam tchu złapać ... rozdarłam się ... jak już ten dech złapałam, że nie chcę go znać do końca życia.
Chodziliśmy do tego samego liceum. Narzeczony tak jak sobie zażyczyłam nie odzywał się. Staliśmy się sobie jakby obcy. I tak już zostało. Wyjechał na studia. Skończył psychologię i ma świetną rodzinę.
Historia mojej pierwszej miłości...
OdpowiedzUsuńByłam wtedy w gimnazjum, kiedy ON zaczął jeździć ze mną autobusem. Od razu zauważyłam kogoś nowego i wpadłam po uszy. Był starszy o 3 lata i na policzkach wiecznie miał takie cudne rumieńce. On nie zwracał na mnie uwagi, norma, zawsze zajęty rozmową ze znajomymi. Stopniowo zaczęłam do niego zagadywać, poznawać go a on mnie. Jednak zawsze był lekko tajemniczy. Z czasem zaczęliśmy się "kolegować", on przyjeżdżał do mojej miejscowości, zawsze z kolegą. W autobusie siadaliśmy razem i całą drogę rozmawialiśmy o błahych sprawach. Później zaczęliśmy wymieniać się płytami z muzyką, a moja miłość do niego stopniowo rosła. Jednak z jego strony nie było żadnych oznak, że nie jestem mu obojętna. W chwilach kiedy był pijany pisał do mnie miłe smsy, ze kocha itp, ja z najszczerszym uśmiechem na ustach i ciepłem na sercu je czytałam, lecz uparcie milczałam i nie wyznałam co ja czuję, bo pijackie pisanie to nie to samo co te w pełni świadomości umysłu. I tak na rozkwicie mojej miłości minęły trzy lata, aż w końcu ktoś mu powiedział, że podobno jestem w nim zakochana. Sama nie wiem jak do tego doszło, gdyż o tym wiedziała tylko moja przyjaciółka, ale może to właśnie ona się komuś wygadała, i tak wiadomość ta dotarła do niego. A on, cóż, otwarcie napisał(nie odważył się powiedzieć tego wprost!) mi, że nic do mnie nie czuje i nic z tego nie wyjdzie. Po tej jakże szokującej wiadomości nasz kontakt się urwał. On już skończył liceum i nie miał potrzeby jeździć tym samym autobusem, którym ja jeździłam - właśnie zaczynałam liceum i poszłam do tego, do którego on uczęszczał, już dawno to postanowiłam i decyzji nie zmieniłam.
I tak po kilku latach, może nawet 3, kto wie...napisał do mnie na facebooka (dzięki Bogu za te portale!) i jakoś rozmowa zeszła na przeszłość i moje uczucia do niego i spytała się mnie dlaczego nie powiedziałam mu tego otwarcie, bo wtedy może to wszystko inaczej by wyglądało(opamiętał się rychło w czas!). No cóż, napisałam mu, że to już nie ważne - było minęło. I owszem, to prawda. Może nadal coś do niego czuję, ale miłość jaka była wcześniej już to nie jest. Tylko miłe wspomnienie z przeszłości. Teraz już od ponad 5 lat jestem szczęśliwie zakochana ZE WZAJEMNOŚCIĄ i ciche plany ślubu się pojawiają ;)
To było 47 lat temu, ja 8 on 10 klasa. Prowadzaliśmy się po korytarzach szkolnych za rączkę, wzbudzając zgorszenie wśród większości nauczycieli.
OdpowiedzUsuńDostałam wiersz, gdzieś głęboko schowany, ku pamięci, bo 40 lat jestem żoną innego;-0
pozostały w głowie fragmenty
"Cicho skrzypi swymi biegunami stary fotel....
(potem było coś o muzyce)
i dalej... na twarz Andrzeja spłynął błogi cień, tak to miłość płynęła w takt walca."
Nigdy nie pomyślałam o tym by sprawdzić czy to wiersz przepisany, czy napisany dla mnie.
Czy taka opowieść się liczy?
Jeżeli tak, to chcę brać udział w losowaniu;-)
Pierwsza miłość…
OdpowiedzUsuńChyba niemal każdy, po latach, gloryfikuje jej znaczenie. Na dokładkę wspomnienia zacierają się w przedziwny sposób, coraz łatwiej zapominany to, co było złe, a przynajmniej nie do końca dobre, a z ogromnym entuzjazmem, z melancholią i ciepłem myślimy tylko o tym, co piękne w naszej miłosnej historii. Dziwne, prawda? A może właśnie ludzkie?
Moja, „odrestaurowana” przez mijające lata, opowieść o miłości jest prosta. A może każda historia zakochania jest prosta? We wspomnieniach - na pewno! Kiedy jednak rozgrywała się w naszym życiu? Zmieniała je? Wtedy wydawała się najbardziej skomplikowaną rzeczą na świecie!
Wracając do mojej opowieści…
Kochałam się w „muzyku”. Oklepane? Zapewne! Tak jednak było. Wzdychałam do chłopaka z gitarą. Cudnie grał. Miał długie włosy (wtedy - a miałam jakieś 15 może 16 lat - właśnie długowłosi „panowie” robili na mnie największe wrażenie). Był ode mnie o jakieś 2 lata starszy. Ubierał się w stylu określanym przeze mnie jako „niechlujny” (a „poprawniej politycznie” byłoby powiedzieć, że był „bardzo męski” - tak wtedy myślałam).
Dla niego zaczęłam śpiewać. Szokujące? Dla mnie na pewno! Do czasu, gdy go poznałam podśpiewywałam sobie tylko „pod tzw. prysznicem”. Nikt wcześniej nie słyszał jakie dźwięki potrafię z siebie wydawać. On jednak przekonał mnie do śpiewania.
Postanowiłam więc schować do kieszeni swoją nieśmiałość, brak pewności siebie (naprawdę bardzo się starałam) i śpiewałam! I było to ogromne poświęcenie z mojej strony. Naprawdę wielkie! Czegóż jednak nie robi się z miłości? Dla miłości!
Teraz należałoby powiedzieć, jakież były dalsze losy tego uczucia… ale niestety nic się nie stało. Nigdy nie odważyłam się wykonać pierwszego kroku. Bałam się wręcz, że obiekt mojego uwielbienia dowie się o mojej „miłości”. Dziwne? Raczej smutne! Byłam wtedy tak zahukana, niepewna siebie, że nie potrafiłam uwierzyć, że ktokolwiek mógłby się mną zainteresować.
Kochałam więc GO po cichutku… A później z niego wyrosłam!
I tylko czasem… żałowałam, że nie starczyło mi odwagi. Odwagi, by się przekonać, czy mogło z tego coś być…
Po tej głęboko skrywanej miłości pozostał mi, poza wspomnieniami, pamiętnik z naiwnymi wyznaniami, opisami uczuciowych rozterek i kilka „wierszy”. Lepsze to niż nic, prawda?
Pozdrawiam,
Urszula (megii24)
Informacja o konkursie:
http://megii24.blogspot.com/p/konkursy-candy-rozdawajki.html
Szczerze mówiąc marzę o tej książce już od dłuższego czasu, albowiem pasjonuję się Toskanią. Dlatego dam szansę spróbować swojemu szczęściu, tym bardziej w tak przyjemny sposób.
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza miłość trwa już kilka lat i wygląda na to ze będzie tą pierwszą i ostatnią.
Byłam w pierwszej klasie gimnazjum, On w trzeciej. Miedzy naszymi klasami utworzył się konflikt, albowiem chłopak z Jego klasy założył się z kolegami że poderwie dziewczynę z mojej klasy. Konflikt nabrał dość ostrego charakteru, albowiem nie obyło się bez interwencji wychowawców a nawet dyrektora. Podczas tej akcji zauważyłam, ze w ich klasie jest jeden przystojny chłopak który w konflikcie nie brał udziału. Dostałam jego numer telefonu i zaczęliśmy pisać smsy. Jednak nie stać nas wtedy było na smsowanie i wymienialiśmy się smsami raz na klika tygodni. W 2005 roku rodzice założyli mi stały internet i wtedy się zaczęło. Najpierw gadu-gadu, niewinne i nieśmiałe spotkania. Z racji tego że oboje byliśmy dość nieśmiali i bardzo młodzi nasze uczucia rozwijały się dość opornie. Potem zostaliśmy parą i tak jest po dziś dzień. Wygląda na to że pierwsza miłość zostanie w moim sercu już na zawsze albowiem za 7 miesięcy wychodzę za mąż. Mimo tego ze lekko nie jest bo oboje studiujmy dziennie i pracujemy, stale o tą pierwszą miłość dbamy ;-)
Pozdrawiam
czarna.kobietka@gmail.com
Paryż. Pewnie zastanawia Was co tu robię... to długa historia. Mówiąc w skrócie, wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych. Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść. Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?
OdpowiedzUsuńmontagne@wp.pl