Po ogromnym sukcesie "Rosołu z kury domowej", Natasza Socha powraca z nową powieścią. Czy równie udaną i równie pouczającą?
"Nie od dzisiaj wiadomo, że nie jada się przeterminowanych ryb i nie podrywa przeterminowanych kobiet."
Czterdzieści sześć lat to dobry wiek by w końcu uniezależnić się i dorosnąć. Jednak czy łatwo odciąć pępowinę i oderwać się od matki, która na dobre wtopiła się w życie córki? Czy bohaterka książki, Kalina, odważy się na zdecydowany krok ku niezależności i zacznie spełniać swoje marzenia?
Oczywiście spróbuje... Ale jej decyzje podszyte strachem, początkowo nie budzą euforii. Do czasu. Nowo poznany mężczyzna wyzwala w niej energię potrzebną do zmian. I dopiero wtedy rusza machina napędzana siłą entuzjazmu.
Od pierwszej strony mogłam liczyć na specyficzne poczucie humoru Nataszy Sochy. Autorka doskonale przerysowuje swoje postacie, a jednocześnie nie zatraca sensu i przekazu, który ma nie tylko bawić ale przede wszystkim dać do myślenia. I dokładnie tak dzieje się i w tym przypadku. Wydaje nam się, że dorosłość zaczyna się wtedy, gdy skończymy osiemnaście lat. Niestety. Dorosłość to branie odpowiedzialności za własne czyny, podejmowanie decyzji i przyjmowanie ich konsekwencji w całej okazałości. Nie wszyscy to potrafią, nie wszyscy chcą. Kalina tłamszona przez matkę, nie umie się jej przeciwstawić. Przyjmuje jej zachowania i akceptuje wybory, choć w głębi serca zupełnie sie na to nie zgadza. Jednak osobowość matki jest na tyle silna, zaborcza, że kobieta z rezygnacją pozwala układać swoje życie. Dopiero przypadkowe spotkanie odwraca tę tendencję i staje się zalążkiem buntu, który rośnie, rośnie by w końcu wybuchnąć.
Natasza Socha bez owijania w bawełnę rozbiera Kalinę na czynniki pierwsze, pokazuje jej wady ale też nie chowa zalet. Lekko, z przymróżeniem oka opisuje jej strach przed menopauzą, samotnością, brakiem spełnienia. Za pomocą marzeń zapisanych na świstku papieru pokazuje, że życie składa się z drobiazgów, które systematycznie dostrzegane dają poczucie szczęścia.
Dość dobrze poznajemy również matkę Kaliny, Konstancję. Kobieta czuje, że traci władzę nad córką, co niszczy jej samoocenę ale i staje się powodem zagubienia samej siebie. Nie może utarcić kontroli, co doprowadza do szeregu zdarzeń wywołujących rozbawienie i zdumienie.
Bohaterowie "Hormonii" mocno się wyróżniają i trudno byłoby mi zdecydować, którą polubiłam najbardziej. Każda z nich ma coś do powiedzenia i od każdej wyłuskamy coś dla siebie. Razem tworzą silny głos przeciwko stagnacji, rezygnacji i poddawaniu się bez podjęcia walki.
Jak na powieść obyczajową, sporo w "Hormonii" zwrotów akcji. Choć niektóre wydarzenia łatwo było przewidzieć, to inne z kolei wyrzucały z toru bez ostrzeżenia, całkowicie rozbijając osiągnięte kompromisy. Natasza Socha pozostawia w niedosycie i już niecierpliwoe oczekuję kontunuacji serii Matki czyli córki...
"Największym paradoksem ucieczek w świat jest to, że tak naprawdę nie można przed niczym uciec. Być może dlatego, że Ziemia jest okrągła i prędzej czy później napotkamy problem, osobę czy też lęk, przed którym daliśmy nogę."
"Hormonia" Natasza Socha, Pascal, Bielsko- Biała 2016
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiane komentarze :)
Wszystkie czytam i staram się odpowiedzieć na każde pytanie.
Pozostawiam sobie możliwość usuwania Spamu i komentarzy wulgarnych czy obraźliwych...