Tytuł: Sto Tysięcy Królestw
Tytuł oryginału: The Hundred Thousand Kingdoms
Autor: N K Jemisin
Seria: Trylogia Dziedzictwa, tom 1
Format: 143x205 mm
Oprawa: miękka
Liczba stron: około 450
Tłumaczenie: Kinga Składanowska
ISBN: 978-83-61386-11-7
Moja ocena: 6/6
Miałam wiele obaw przed rozpoczęciem lektury "Sto tysięcy królestw". Na co dzień nie zaczytuję się fantastyką i nie czuję się ekspertem w tej tematyce.
Książkę rekomenduje wiele autorytetów w tym gatunku: Brent Weeks, Fantasty Book Rewie, SF Signal, Fantasty Magazine, The Ranting Dragon. Wyrażają się o niej samych superlatywach.
"Sto tysięcy królestw" została nominowana do wielu prestiżowych nagród w kategorii najlepszy debiut roku i najlepsza powieść roku m. in. do nagród Hugo, Cebula, Gemmel, Crawford, Tiptree i World Fantasty Award. Powieść zdobyła nagrodę Locus Award 2011 dla najlepszej debiutanckiej powieści roku.
Yeine Darr zostaje wezwana do królewskiego miasta Sky przez swojego dziadka Dekartę Arameri- króla. Zupełnie niespodziewanie zostaje ogłoszona jego spadkobierczynią. Poznaje również swoich kuzynów- Relada i Sciminę- swoich przeciwników walce o tron. Wydaje jej się, że w pałacu dziadka nie ma żadnych sojuszników musi radzić sobie sama. Okazuje się jednak, iż odnajduje przyjaciół tam gdzie się tego nie spodziewa. Sama jest kimś zupełnie innym niż jej się wydawało, a śmierć matki otworzyła puszkę z tajemnicami, które musi rozwikłać przed koronacją i ma na to wszystko niewiele czasu. Rozpoczyna się prawdziwy wyścig szczurów. Kto pierwszy, kto lepszy, kto więcej zaproponuje, kto ma lepsze układy.
Po całej serii książek o wampirach, wilkołakach i aniołach przyszedł czas na Wielką Trójkę, nieśmiertelnych Bogów, potomków Chaosu: Itempasa- Świetlistego Pana, Enefy, Nahadotha - Pana Ciemności. Pomysł okazał się na tyle interesujący, że z chęcią otworzyłam powieść. Nie zawiodłam się,. N. K. Jemisin od pierwszej strony buduje napięcie i zaskakuje wartką akcją, która z każdą kartką przyspiesza, powodując szybsze bicie serca i pobudza ciekawość w jaką stronę potoczą się losy głównych bohaterów.
Postacie są wyraziste, pełne sprzecznych uczuć, wyjątkowo inteligentne i każda z nich skrywa w sercu własne sekrety. Szukają sprzymierzeńców w walce o prawdę, szansę przetrwania i wolność w okrutnym świecie rodziny Aramerich.
Tam, gdzie została odkryta jedna tajemnica, natychmiast pojawia się kolejna ściśle związana z poprzednią. Miałam wrażenie, iż Yeine jest w posiadaniu laleczki Matrioszki. Każda laleczka to jeden sekret a ona wyciąga jedną, a z niej mniejszą i jeszcze mniejszą, i tak bez końca. Byłam zachwycona! Uwielbiam gdy powieść trzyma w napięciu, a czytelnik jest zaskakiwany na każdej stronie.
Najbardziej zdumiewa mnie oraz jednocześnie fascynuje ogromna wyobraźnia autorki, konsekwencja w tworzeniu postaci i otaczającego ich tła, która w ciągu trwania akcji jest równa lub nawet wzrasta proporcjonalnie wraz z rozwijającymi się wątkami. Nigdzie nie dopatrzyłam się "zapchaj dziur", wszystkie elementy powieści są idealnie dobrane i zharmonizowane, co czyni "Sto tysięcy królestw" jeszcze bardziej atrakcyjną dla odbiorcy.
Książka jest pierwszym tomem Trylogii Dziedzictwa. Już teraz nie mogę się doczekać kolejnych części. Bardzo mnie interesuje czego będą dotyczyły, czy N. K. Jemisin nie spocznie na laurach i czy będą miały równie tajemniczą i magiczną atmosferę, jakie wniesie nowe pomysły, a może będą po prostu marną imitacją pierwszego tomu.
Jestem ciekawa jak kolejne księgi nawiążą do losów Yeine Heine Wielkiej Trójki, a może będzie to ich kontynuacja?
Z ogromną niecierpliwością czekam na premierę II tomu i trzymam kciuki za kolejny sukces.
Recenzję można przeczytać również tutaj
Za egzemplarz recenzyjny bardzo dziękuję Pani Kasi z portalu duzeka oraz Wydawnictwu Papierowy Księżyc
Hmm nie przepadam za fantastyką, ale recenzja bardzo pochlebna. Chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam za fantastyką ale książka bardzo mile mnie zaskoczyła :)
UsuńLubię fantastykę, choć recenzja średnio mnie przekonała :P A Brent Weeks to żaden autorytet do polecania książek, sam pisze straszne szmiry, które trudno nazwać dobrą fantastyką.
OdpowiedzUsuńKocham takie książki, więc się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie przepadam za fantastyką, więc tym razem spasuje.
OdpowiedzUsuńwygląda ciekawie :) mój chłopak uwielbia fantastykę, może mu polecę :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowy post, może masz ochotę się poobserwować? buziaki!
Bardzo interesująca recenzja. Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, że to jakaś nowość ;) Wreszcie coś innego niż wampiry itp. Może do końca mnie nie porwała, ale chętnie sięgnę po kontynuację ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam fantastykę, gdy skończyłam 4 cześc i 5 dodatek malowanego człowieka- płakałam...nie ma nic cudowniejszego wpisac sie w świat budowany w ksiazce, nie ma nic straszniejszego niz skończyć cały cykl i nie miec gdzie się podziać, nie ma nic lepszego niż świadomosc, ze to...dopiero początek cyklu....ksiażka na liście must have- muszę ją miec:)
OdpowiedzUsuń