Sztuka epistolarna zanika na rzecz
elektronicznych wiadomości typu sms czy e-mail. Taka informacja staje
się bardziej formalna, mechaniczna i bezosobowa. Trudniej jest także
wejrzeć między wersy, odczytać ukryte znaczenia, dopatrzyć się uczuć
włożonych w konkretny tekst. Odręcznie pisany list daje więcej
możliwości wyśledzenia emocji towarzyszących jego tworzeniu, śladów łez,
romantycznych prezentów w postaci zasuszonego kwiatka, rysunku, szkicu,
indywidualnego zapachu.
Jessica Brockmole w książce „Listy z wyspy zwanej Niebem” przypomina o drżeniu, które towarzyszy oczekiwaniu na kolejny list, niecierpliwości, z którą rozrywa się kopertę, szybkim biciu serca podczas czytania słów nakreślonych przez bliską osobę.
Przenosimy się do Anglii 1940 roku. Wojna zagarnia coraz więcej ofiar, a okupant podbija kolejne narody. Podczas bombardowania w małym niewyróżniającym się mieszkaniu, ze skrytki pod boazerią wypadają listy, setki listów. Elspeth Dunn pieczołowicie zbiera wszystkie kartki, wychodzi z domu i znika. Jej córka Margaret zaintrygowana zachowaniem matki próbuje poznać przeszłość swojej rodzicielki i sekret skrywanych listów. To, co odkryje wywróci jej życie do góry nogami.
Elspeth Dunn jest dwudziestotrzyletnią poetką, żoną rybaka i mieszkanką malowniczej, szkockiej wyspy Skye. Marzy o wielkim świecie, ale panicznie boi się wody. Nie potrafi opuścić miejsca zamieszkania. Z czasem uczy się je kochać i nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Te odczucia zmieniają się wraz z listem amerykańskiego studenta, wielbiciela jej poezji. David jest ucieleśnieniem wszystkich jej marzeń i pragnień. Listy mnożą się, rozkwita przyjaźń, rodzi się miłość. Elspeth bije się z myślami. Chce być lojalna względem męża i rodziny, ale chciałaby także beztrosko zanurzyć się w uczuciu, które przyniósł jej los.
Dawid z kolei jest tak zwanym niebieskim ptakiem. Robi to, co akurat podpowiada mu serce i fantazja. Podróże, zabawa, adrenalina. Kiedy wybucha I wojna światowa, angażuje się w pomoc. Nie zważa na swoje bezpieczeństwo, ani na prośby rodziców i Elspeth. Pod ostrzałem, wśród niebezpieczeństwa czuje się jak ryba w wodzie.
Margaret jest córką Elspeth i narzeczoną pilota RAF- u. Jest zakochana i szczęśliwa. Nie rozumie obaw i pełnych współczucia spojrzeń swojej matki. Dopiero kiedy odkrywa prawdę o jej życiu, poznaje rzeczywistą naturę Elspeth.
Już sam tytuł książki sugeruje, że listy będą priorytetem i osią całej fabuły. Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że opowieść ta wytyczona jest tylko i wyłącznie korespondencją. To bardzo trudne wyzwanie. Trzeba tak ułożyć listy, aby nie tylko ukazywały kolejne wydarzenia, ale i zachowały jasność i spójność. Jessice Brockmole udała się ta sztuka. Z dużą dozą autentyczności nakreśliła postacie, uwikłała je w trudne sytuacje oraz przedstawiła ich relacje na przestrzeni dwóch wojen i najokrutniejszego czasu w historii XX wieku. Postacie są pełne życia, wyraziste i budzą sympatię. Każde kolejne słowo sprawia, że z niecierpliwością chce się śledzić ich wędrówkę przez koleje losu, rozwój, dojrzewanie, wybory i ich konsekwencje. Emocje, jakie łączą bohaterów są szczere, a listy są odzwierciedleniem stanu ich uczuć: troską o zdrowie, obawą o życie, tęsknotą, miłością, strachem, dzieleniem się codziennością, radością, prośbą o radę, nadzieją, sentymentem.
Jessica Brockomole umiejętnie operuje słowem, pochłania uwagę czytelnika i pozwala zanurzyć się w romantycznej opowieści pełnej tajemnic, kłamstw, rozbitej rodziny szukającej porozumienia, akceptacji i wybaczenia.
Jessica Brockmole w książce „Listy z wyspy zwanej Niebem” przypomina o drżeniu, które towarzyszy oczekiwaniu na kolejny list, niecierpliwości, z którą rozrywa się kopertę, szybkim biciu serca podczas czytania słów nakreślonych przez bliską osobę.
Przenosimy się do Anglii 1940 roku. Wojna zagarnia coraz więcej ofiar, a okupant podbija kolejne narody. Podczas bombardowania w małym niewyróżniającym się mieszkaniu, ze skrytki pod boazerią wypadają listy, setki listów. Elspeth Dunn pieczołowicie zbiera wszystkie kartki, wychodzi z domu i znika. Jej córka Margaret zaintrygowana zachowaniem matki próbuje poznać przeszłość swojej rodzicielki i sekret skrywanych listów. To, co odkryje wywróci jej życie do góry nogami.
Elspeth Dunn jest dwudziestotrzyletnią poetką, żoną rybaka i mieszkanką malowniczej, szkockiej wyspy Skye. Marzy o wielkim świecie, ale panicznie boi się wody. Nie potrafi opuścić miejsca zamieszkania. Z czasem uczy się je kochać i nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Te odczucia zmieniają się wraz z listem amerykańskiego studenta, wielbiciela jej poezji. David jest ucieleśnieniem wszystkich jej marzeń i pragnień. Listy mnożą się, rozkwita przyjaźń, rodzi się miłość. Elspeth bije się z myślami. Chce być lojalna względem męża i rodziny, ale chciałaby także beztrosko zanurzyć się w uczuciu, które przyniósł jej los.
Dawid z kolei jest tak zwanym niebieskim ptakiem. Robi to, co akurat podpowiada mu serce i fantazja. Podróże, zabawa, adrenalina. Kiedy wybucha I wojna światowa, angażuje się w pomoc. Nie zważa na swoje bezpieczeństwo, ani na prośby rodziców i Elspeth. Pod ostrzałem, wśród niebezpieczeństwa czuje się jak ryba w wodzie.
Margaret jest córką Elspeth i narzeczoną pilota RAF- u. Jest zakochana i szczęśliwa. Nie rozumie obaw i pełnych współczucia spojrzeń swojej matki. Dopiero kiedy odkrywa prawdę o jej życiu, poznaje rzeczywistą naturę Elspeth.
Już sam tytuł książki sugeruje, że listy będą priorytetem i osią całej fabuły. Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że opowieść ta wytyczona jest tylko i wyłącznie korespondencją. To bardzo trudne wyzwanie. Trzeba tak ułożyć listy, aby nie tylko ukazywały kolejne wydarzenia, ale i zachowały jasność i spójność. Jessice Brockmole udała się ta sztuka. Z dużą dozą autentyczności nakreśliła postacie, uwikłała je w trudne sytuacje oraz przedstawiła ich relacje na przestrzeni dwóch wojen i najokrutniejszego czasu w historii XX wieku. Postacie są pełne życia, wyraziste i budzą sympatię. Każde kolejne słowo sprawia, że z niecierpliwością chce się śledzić ich wędrówkę przez koleje losu, rozwój, dojrzewanie, wybory i ich konsekwencje. Emocje, jakie łączą bohaterów są szczere, a listy są odzwierciedleniem stanu ich uczuć: troską o zdrowie, obawą o życie, tęsknotą, miłością, strachem, dzieleniem się codziennością, radością, prośbą o radę, nadzieją, sentymentem.
Jessica Brockomole umiejętnie operuje słowem, pochłania uwagę czytelnika i pozwala zanurzyć się w romantycznej opowieści pełnej tajemnic, kłamstw, rozbitej rodziny szukającej porozumienia, akceptacji i wybaczenia.
Jessica Brockmole "Listy z wyspy zwanej niebem", Amber, Warszawa 2013
Podsumowanie
Plusy:
- fabuła złożona tylko i wyłączie z listów
- czas akcji obejmuje dwie wojny światowej
- tajemnica
- rodzinne sekrety
- ciekawi bohaterowie
- kochankowie rozdzieleni kontynentem i wojną
- zaskakujący finał
- listy pełne uczuc i emocji
Minusy:
- nie podoba mi się okładka
- listy przychodzą zbyt regularnie jak na realia wojenne (rozumiem jednak, że tego wymagałą konstrukacja powieści)
Jednym zdaniem:
Doskonały debiut Jessicy Brockmole.
Recenzja napisana dla serwisu DlaLejdis.pl, któremu dziękuję za egzemplarz recenzyjny książki :))))
Już sama okładka jest przecudowna.
OdpowiedzUsuńLubię książki, które dzieją się w czasie wojny. Myślę, że mogłoby mi się spodobać
OdpowiedzUsuńMnie akurat okładka się podoba. Co do samej fabuły mam jednak mieszane uczucia i na razie nie mogę się jakoś przekonać.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie takie samo zdanie :)
UsuńBrzmi ciekawie i zachęcająco, mnie okładka mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńI blog frequently and I really thank you for your information.
OdpowiedzUsuńThe article has really peaked my interest. I'm going to take a note of your blog
and keep checking for new information about once a week.
I opted in for your Feed too.
Feel free to visit my blog: DZIELNY OŁOWNIANY RYCERZ
Miałam przyjemność przeczytać tę książkę i na mnie również zrobiła pozytywne wrażenie:). A co do okładki, to rzeczywiście jakaś taka... nijaka. Ale wnętrze zdecydowanie to rekompensuje.
OdpowiedzUsuńMyśli skrzętnie ukryte...
Niby "Nie oceniaj książki po okładce", ale taka nijakość nie wyróżnia się i nie przyciąga oka, a wartościowa treść może się zagubić w gąszczu bardziej atrakcyjnych wizualnie książek
UsuńOj, a mnie w sumie podoba się okładka, więc myślę, że jeden minus mniej! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze do niedawna pisywałam listy i choć ostatnio zdarza mi się to znacznie rzadziej, to jest to piękny zwyczaj. A co do książki to ciekawi mnie jak przy takiej konstrukcji autorce udało się utrzymać spójność i ciągłość historii.
OdpowiedzUsuńDla mnie też było to zaskakujące a jednak autorce udałą się ta sztuka :)
Usuń