Mogę spodziewać się, że podróżowanie wraz z autorami tego typu książek zapewni mi wiele emocji i wrażeń na monotonne dni spędzone we własnym domu czy pracy. Taką ekskluzywną wycieczką do Indii miała być powieść Anny Kokesz "Tysiąc rupii". Niestety nie jestem usatysfakcjonowana i najchętniej zwróciłabym się do "biura podróży" o rozpatrzenie reklamacji.
Ojciec Julii i Marysi ma wygłosić na indyjskim uniwersytecie kilka referatów. Zabiera ze sobą córki. Dziewczyny mają szansę przeżyć największą przygodę życia zwiedzając, smakując, doświadczając każdym porem, oddechem egzotyczny klimat, pejzaż Indii.
Niestety niewiele dowiedziałam się o tym rejonie świata. Autorka bardzo pobieżnie oprowadzała po odwiedzanych miejscach, miastach. Nie skupiła się ani na architekturze, ani na kulturze, ani smakach, ani relacjach międzyludzkich. Z powieści najbardziej zapamiętałam hinduskie slumsy, ogromną biedę, wyciągnięte ręce brudnych, małych Hindusów, kolory sari w jakie były ubrane mijane kobiety, indyjską biurokrację i listę czynności jakie wykonywała główna bohaterka każdego cennego dnia spędzonego na drugim końcu świata. Anna Kokesz nie odkryła przede mną bogactwa Indii, nie dała poznać ogromnego rozłamu życia pomiędzy wpływowymi a ubogimi Hindusami, którzy muszą przekraczać wszelkie granice, moralne i mentalne, by zapewnić byt sobie i swoim dzieciom. Nie została należycie doceniona kultura, sztuka, muzyka, taniec, wiara mieszkańców tego kraju. Tak samo jak różnorodność grup etnicznych, społecznych, niezliczonej ilości języków, zwyczajów, tradycji. Morze barw, tkanin, zapachów, smaków zostało przykryte ciężką narzutą powielanych schematów.
Same wykonanie także nie było najlepsze. Język chaotyczny, potoczny. Niespodziewane przeskoki z jednego tematu na drugi, niedokończone myśli. Zdanie wielokrotnie złożone, pomylony szyk, który wpływał na płynność i łatwość czytania. Muszę powiedzieć, że naprawdę umęczyłam się z lekturą tej książki, choć jej objętość to zaledwie 191 stron. Historia mnie nie wciągnęła, nie zainteresowała, a wręcz wynudziła.
Jak dla mnie, "Tysiąc rupii" jak na książkę podróżniczą jest zbyt skromna, lakoniczna, mało odkrywcza. Z kolei na powieść obyczajową jest w niej za mało treści, głębi, akcji, uczuć, emocji. Jeżeli natomiast miała być wspomnieniem czy pamiętnikiem, to czemu dostępna dla szerokiej publiczności?
Ojciec Julii i Marysi ma wygłosić na indyjskim uniwersytecie kilka referatów. Zabiera ze sobą córki. Dziewczyny mają szansę przeżyć największą przygodę życia zwiedzając, smakując, doświadczając każdym porem, oddechem egzotyczny klimat, pejzaż Indii.
Niestety niewiele dowiedziałam się o tym rejonie świata. Autorka bardzo pobieżnie oprowadzała po odwiedzanych miejscach, miastach. Nie skupiła się ani na architekturze, ani na kulturze, ani smakach, ani relacjach międzyludzkich. Z powieści najbardziej zapamiętałam hinduskie slumsy, ogromną biedę, wyciągnięte ręce brudnych, małych Hindusów, kolory sari w jakie były ubrane mijane kobiety, indyjską biurokrację i listę czynności jakie wykonywała główna bohaterka każdego cennego dnia spędzonego na drugim końcu świata. Anna Kokesz nie odkryła przede mną bogactwa Indii, nie dała poznać ogromnego rozłamu życia pomiędzy wpływowymi a ubogimi Hindusami, którzy muszą przekraczać wszelkie granice, moralne i mentalne, by zapewnić byt sobie i swoim dzieciom. Nie została należycie doceniona kultura, sztuka, muzyka, taniec, wiara mieszkańców tego kraju. Tak samo jak różnorodność grup etnicznych, społecznych, niezliczonej ilości języków, zwyczajów, tradycji. Morze barw, tkanin, zapachów, smaków zostało przykryte ciężką narzutą powielanych schematów.
Same wykonanie także nie było najlepsze. Język chaotyczny, potoczny. Niespodziewane przeskoki z jednego tematu na drugi, niedokończone myśli. Zdanie wielokrotnie złożone, pomylony szyk, który wpływał na płynność i łatwość czytania. Muszę powiedzieć, że naprawdę umęczyłam się z lekturą tej książki, choć jej objętość to zaledwie 191 stron. Historia mnie nie wciągnęła, nie zainteresowała, a wręcz wynudziła.
Jak dla mnie, "Tysiąc rupii" jak na książkę podróżniczą jest zbyt skromna, lakoniczna, mało odkrywcza. Z kolei na powieść obyczajową jest w niej za mało treści, głębi, akcji, uczuć, emocji. Jeżeli natomiast miała być wspomnieniem czy pamiętnikiem, to czemu dostępna dla szerokiej publiczności?
"Tysiąc rupii" Anna Kokesz, Novae Res, Gdynia 2015
Recenzja napisana dla serwisu Dlalejdis, któremu dziękuję za egzemplarz recenzyjny książki :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiane komentarze :)
Wszystkie czytam i staram się odpowiedzieć na każde pytanie.
Pozostawiam sobie możliwość usuwania Spamu i komentarzy wulgarnych czy obraźliwych...