"Facet to świnia.
Mówisz, że ty o tym wiesz..."*
Olga Rudnicka zasłynęła z barwnych kryminałów okraszonych pokaźną szczyptą czarnego humoru. Uwielbiam takie połączenia więc nie mogłam odmówić sobie przyjemności lektury najnowszej powieści autorki "Były sobie świnki trzy".
Tadeusz, Tobiasz i Maciej to wpływowi obywatele Warszawy. W życiu zawodowym radzą sobie doskonale, a wśród współpracowników budzą jednocześnie strach i podziw. W życiu prywatnym natomiast ponieśli spektakularną klapę, co gorsza wydają się tego nie zauważać. Ich żony Jolanta, Kama i Martusia nie zamierzają tracić u ich boku kolejnych lat życia. Niestety, rozwód nie jest dla nich korzystny, szczególnie pod względem materialnym. Panie rozważają zatem inną możliwość pozbycia się mężów. Tak, pozbycia się, w dosłownym tego słowa znaczeniu...
Trzy bohaterki w średnim wieku, znudzone małżeństwem, rodziną, szarą, nudną rzeczywistością, która diametralnie różni się od ich wyobrażeń o życiu to może przejaskrawiony ale prawdziwy obraz wielu przedstawicielek kobiecej płci. Nie czują się na siłach zaczynać wszystkiego od początku, a nie wyobrażają sobie trwania w obecnym marazmie. Co zrobić by coś zmienić, a jednak pozostawić bez wyraźnych różnic? Jak pozbyć się męża i jednocześnie nie narazić się wymiarowi sprawiedliwości? Czy można popełnić zbrodnię doskonałą?
Czytając rozważania Joli, Kamy i Martusi można by pomyśleć, że nie grzeszą rozumem. Jednak jakimś dziwnym zrządzeniem losu, ich plany nabierają kształtów, zaskakujących, przerażających, rozbawiających. To połączenie zbrodni i komedii wyszło Pani Oldze idealnie. Nie mogłam się oprzeć chęci poznania tej historii od samego początku do ostatniej kropki, a każda chwila przystanku czy rozkojarzenia była przyjmowana z groźnym pomrukiem niezadowolenia.
"Życie jest takie niesprawiedliwe dla sponiewieranych żon. Ile wyrzeczeń, ile poświęcenia trzeba włożyć w małżeństwo, a i tak jedyne, co można dostać w zamian, to kopniak w tyłek na odchodne."
Podobali mi się barwni bohaterowie. Co prawda cechy ich charakteru były przerysowane i wyolbrzymione, ale idealnie pasowały do pomysłu i konwencji powieści. Tacy mają być by historia trzymała się kupy i wywołała określone emocje. Tadeusz, Tobiasz i Maciej to tacy mężczyźni, których strata nie byłaby bolesna. Więcej, jest westchnieniem ulgi dla wielu osób, począwszy od rodziny, na współpracownikach i klientach kończąc. Ich czarne charaktery, materialistyczne podejście do życia i obłudne postępowanie sprawia, że czujemy sympatię do potencjalnych zbrodniarek. I nie chodzi tu jedynie o współczucie ale i kobiecą solidarność.
Przedstawione w powieści pomysły na pozbycie się mężów to nie jakieś skomplikowane plany, które trudno wprowadzić w czyn. Są dość powszednie, żeby nie powiedzieć oklepane. Ale sposób w jaki przedstawia je Olga Rudnicka niesie multum komplikacji i pobocznych scenariuszy, które pobudzają wyobraźnię i wywołują różnorodne emocje.
"Jolka miała rację, ta świnia jest pozbawiona wszelkich ludzkich odruchów. Gdyby miał choć odrobinę przyzwoitości, po prostu zszedłby nam z drogi – powiedziała z urazą. – Nie dość, że zdradza i chce się rozwieść, to jeszcze nie potrafi umrzeć jak należy. W dodatku już drugi raz."
Pani Olgo! Pochłaniałam książkę z wypiekami na policzkach i ogromnym uśmiechem :D Ba! Wybuchając śmiechem, który okropnie zaciekawił mojego męża. Moje tłumaczenie, że przyuczam się do zbrodni doskonałej, przyjął z zaskoczeniem, które jeszcze bardziej mnie rozbawiło ;)
"Były sobie świnki trzy" to powieść na niebanalną rozrywkę i sposób na mile spędzone popołudnie.
"Były sobie świnki trzy" Olga Rudnicka, Prószyński i s- ka, Warszawa 2016
* cytat z piosenki Big Cyc "Facet to świnia"
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiane komentarze :)
Wszystkie czytam i staram się odpowiedzieć na każde pytanie.
Pozostawiam sobie możliwość usuwania Spamu i komentarzy wulgarnych czy obraźliwych...