Po książkę Salci Hałas sięgnęłam z ciekawości ale i z powodów sentymentalnych. Historia rozgrywa się wśród mieszkańców gdańskiego falowca. Z nim to wiąże się znaczna część mojego dzieciństwa :) Z przyjemnością podążałam długimi galeriami podglądając bohaterów w ich codziennym życiu.
Maria Mania pracownica przycmentarnej kwiaciarni i jej przyjaciółka Elwirka, ekspedientka w Żabce i psia fryzjerka, mieszkają w najdłuższym budynku w Europie, falowcu przy Obrońców Wybrzeża w Gdańsku. Obie nie mają szczęścia w życiu. Trudne dzieciństwo, kiepskie wybory, patologiczne związki. Przynajmniej mają siebie, swoją przyjaźń i plany mogące zmienić przyszłość.
Maria Mania jest wnikliwą obserwatorką życia. Codzienne doświadczenia i spostrzeżenia opisuje Elwirce i Czarkowi, swojemu partnerowi. Tworzą się z nich wielobarwne opowieści trochę straszne, trochę przerażające, trochę śmieszne, ale z pewnością dające do myślenia.
Z milionów mieszkańców falowca, Salcia Hałas przedstawia nam tylko postacie wyróżniające się, z problemami, żyjące na granicy "normalności" i patologi. Alkohol, narkotyki, przemoc, bieda jest ich codziennością i muszą radzić sobie z przeciwnościami losu, które dopadają ich nie parami, ale stadami.
"Kto się nie nauczył być dzieckiem porządnie, to potem dorosłym też być nie umie."
Maria Mania często wraca do swojego PRL-owskiego dzieciństwa. Pod postacią dziewczynki zombi ujawnia sekrety swojej nietypowej rodziny, dorastania i traumatycznych przeżyć. I powiem Wam jedno, mleko z kożuchem jest najlżejszym z jej wspomnień. Elwirka również nie ma łatwo. Alkoholizm partnera rozwala życie jej i syna. Nie potrafi jednak odważnie odciąć się od źródła problemu. Uparcie wybacza i obwinia się o uległość.
Równie ciekawe jest podejście Salci Hałas do polityki i religii. Jest odzwierciedleniem współczesnego głosu społeczeństwa. Podkreśla i przerysowuje ich wady, ale i dostrzega pewne zalety. Niebieskawy, fosforyzujący wykwit na elewacji falowca i dostrzeżony w tym kształcie wizerunek Maski Boskiej Zaciekowskiej jest odpowiedzią na funkcjonujący w pewnych kręgach dość obłudny fanatyzm religijny.
"Pieczeń dla Amfy" to powieść jakiej jeszcze nie czytałam. Soczysty, nowoczesny język, kolokwializmy, wulgaryzmy, krótkie, treściwe zdania na zasadzie komunikatów, mieszanka stylów w pełni oddaje współczesny folklor betonowej dżungli. Setnie uśmiałam się przy pewnych fragmentach, przy innych okropnie zasmuciłam czy zadumałam. Całość daje specyficzny efekt, który wiem już teraz, nie wszystkim przypadnie do gustu. Opisana historia wydaje się zbieraniną oderwanych od siebie opowieści, wyrwane z kontekstu i bez konkretnego finału. Jednak dla chcących, dla potrafiących czytać między wersami, ujawni się sens i cel.
I tak na koniec ujawnię Wam pewien sekret... ;) Najlepszą (dla mnie) formą spędzania wolnego czasu w falowcu, była zabawa w chowanego, a najlepszą kryjówką- zsyp :) Niejeden dorosły mieszkaniec tego budynku łapał się za serce gdy zza drzwi wyskakiwała mała dziewczynka z głośnym okrzykiem Buuu!
"Pieczeń dla Amfy" Salcia Hałas, Muza, Warszawa 2016
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiane komentarze :)
Wszystkie czytam i staram się odpowiedzieć na każde pytanie.
Pozostawiam sobie możliwość usuwania Spamu i komentarzy wulgarnych czy obraźliwych...