Laurę po śmierci rodziców wychowuje babcia Irena. Dziewczyna nie może się z nią porozumieć. Surowy chów i obopólne niezrozumienie nie wpływa korzystnie na stosunki łączące obie kobiety. Gdy Laura wychodzi za mąż za Niemca bez zgody i woli babci- zrywają kontakt na długie lata. Dopiero śmierć Ireny sprowadza wnuczkę do kraju. Laura dziedziczy zielone pudełko pełne zeszytów. Kajety okazują się być pamiętnikiem z młodzieńczych lat babki, które otwierają drzwi do wielkiej rodzinnej tajemnicy mającej swój początek w czasach II wojny światowej.
Laura odkrywa, że babcia Irena była Żydówką, której udało się ocalić życie i przetrwać obóz zagłady Auschwitz.
Choć babcię i Laurę łączyła miłość, to mam wrażenie że nie umiały jej sobie okazać. Również niezrozumiałe zachowanie i metody wychowawcze Ireny budziły niepokój Laury. Dlatego dziewczyna szukała miłości, bliskości, ciepła gdzie indziej. Znalazła go w niemieckim młodzieńcu, który dość szybko stał się jej nową rodziną. Babcia nie mogła zaakceptować wybranka wnuczki. Nie chciała jednak wyjaśnić powodów swojej antypatii. Laura wnioskowała, że ostatnia wojna mogła być tą kością niezgody. Próbowała wyjaśniać babci, że współczesne pokolenie młodych ludzi zapomniało już krzywdy wyrządzone obu narodom. Nic z tego. Upór babci spowodował rozluźnienie więzów. Laura wyjechała do Niemiec i zapomniała o swojej opiekunce. Zachłysnęła się nowym życiem i rodziną męża, która wyjątkowo przychylnie przyjęła ją do swojego grona, zwłaszcza dziadek Martin. O babci nie myślała za wiele i nie chciała pierwsza wyciągać ręki na zgodę. Choć zaskoczyła i zasmuciła ją wiadomość o śmierci Ireny długo wzbrania się przed podjęciem decyzji o uczestnictwie w pogrzebie. Decyduje się niemal w ostatniej chwili. Pełna obaw i lęku wyrusza do Warszawy by pożegnać się z babcią. Jej zachowanie wydało mi się bardzo infantylne po dziecięcemu naiwne.
Laura nie ma dobrego zdania o Polsce i jej mieszkańcach- wypowiadała się o nich z lekceważeniem. Tak jakby nie umiała z pokorą i z dystansem spojrzeć na swoją przeszłość. Separuje się od znajomych i ma ochotę uciec jak najdalej. Nie jest też zainteresowana wiadomością o spadku. Dopiero po usilnych namowach udaje się do kancelarii prawniczej. Pudełko, które otrzymała od babci to całe jej dziedzictwo.
Dopiero podczas czytania pamiętników budzą się w niej jakiekolwiek emocje. Dopiero wtedy także zaczyna rozumieć zachowanie i postępowanie swojej babci. Wracają do niej obrazy z dzieciństwa i tłumaczy je na nowo w oparciu o świeżo udostępnione fakty. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że babcia nie chciała przenosić na nią traumy, którą sama przeżyła i nosiła w sobie przez tyle lat.
Pamiętniki te najbardziej mnie zaciekawiły. Annie Birger udało się oddać realia tamtych czasów, niemieckiej okupacji, getta warszawskiego, wspomnienie o Sendlerowej, działalności Żegoty oraz trudów ukrywania się Żydówki na aryjskiej stronie. Dzienniki są także zapisem, dość szczegółowym, usilnych prób przetrwania w obozie zagłady Auschwitz. Opisywane sceny są brutalne, momentami drastyczne i ukazują eskalację przemocy i okrucieństwa nazistów wobec więźniów. Pamiętniki wskazują historie, które są dobrze znane czytelnikowi literatury obozowej np. podróż bydlęcymi wagonami, selekcja na rampie, tatuowanie, dezynfekcja, śmierć przez zagazowanie, krematoria, pseudomedyczne eksperymenty na bloku 10, głód, praca ponad siły. Są również fragmenty, o których czyta się rzadko albo wcale: obozowy dom publiczny czy obdzieranie skóry z żywych jeszcze więźniów...
Mam wrażenie, że autorka próbowała zasugerować czytelnikowi jeszcze jeden bestialski i kontrowersyjny czyn nazistów, a mianowicie lampy robione ze skóry więźniów obozu...Ciekawe dlaczego nie pociągnęła tego tematu do końca?
Pamiętniki wywołały we mnie wiele emocji, rozstroiły na wiele dni, a i tak budzę się i zasypiam z drżeniem serca i pytaniem dlaczego?
Powiązanie wspomnień w historię wnuczki i babci uważam za udany choć przydałoby się troszkę bardziej ją dopracować. Laura wydaje mi się mało wiarygodna- rozchwiane emocjonalnie dziecko skryte w ciele dorosłej kobiety. W początkowej fazie powieści doskonale wyraża się o mężu i wychwala go pod niebiosa, a mniej więcej w jej połowie odkrywa inną część jego natury i nagle Laura przypomina sobie, że mężczyzna wcale taki święty nie jest. Taka drobna niekonsekwencja...
"Skrywaną przeszłość" polecam czytelnikowi lubiącemu rodzinne sekrety i przygotowanemu na emocjonalny rollercoaster.
Anna Birger "Skrywana przeszłość", Prószyński i s- ka, Warszawa
Podsumowanie
Plusy:
- połączenie przeszłości z teraźniejszością
- pamiętniki dotyczące okupacji, getta, obozu Auschwitz
- nieporozumienia na linii babcia- wnuczka
- tajemnica rodzinna
- wzbudza wiele emocji
- zmusza do refleksji
Minusy:
- drobne niekonsekwencje
- nierzeczywista główna bohaterka
Jednym zdaniem:
Emocjonalny rollercoaster.
oj przestałam sięgać po takie książki, za bardzo podchodzę do nich emocjonalnie, później ciężki mi wrócić do siebie :(
OdpowiedzUsuńPrzestanę do Ciebie zaglądać! (Oczywiście żartuję) Świetne książki rekomendujesz i mimo że główna bohaterka - jak to określiłaś - jest trochę nierzeczywista, to chciałabym zapoznać się z tą książką. Bardzo bym chciała.
OdpowiedzUsuńDopiero co jednak udało mi się przeczytać "Kobiety Łazarza", o których "usłyszałam" właśnie na twoim blogu. Niedługo zamieszczę ich recenzję u siebie; ale już teraz dziękuję za świetną lekturę :)
Cieszę się, że rekomendowana książka przypadła Ci do gustu- będę wypatrywać recenzji :) To specyficzna ale niezapomniana lektura. "Skrywana przeszłość" mimo niedociągnięć również jest warta poznania :)
UsuńUwielbiam takie książki, już jej poszukuję :)
OdpowiedzUsuńRaczej ominę tę książkę, rzadko sięgam po takie książki, a ta mnie szczególnie jakoś nie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńTematycznie jakoś mnie nie zainteresowała, więc tym razem podziękuję.
OdpowiedzUsuńHm, nie wiem czy jestem zainteresowana książką. Z jednej strony to jedna tajemnica, emocje, ale z drugiej przeszkadzałaby mi ta nierzeczywista bohaterka.
OdpowiedzUsuńCzytałam ją, ale coś mi w niej "zgrzytało" i raczej nie spróbuję ponownie.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńNie lubię infantylnych dziewuch w książkach. Wkurzają mnie jak mało co. Co do tematyki żydowskiej - mnie się "przejadła". Rzecz jasna podchodzę do całego tematu z ogromną pokorą, niemniej jednak mam wrażenie, że część autorów sięga po nią, bo ma świadomość, iż to ludzi zawsze będzie poruszać i przyciągać. A to z kolei jest bardzo, bardzo obrzydliwy chwyt marketingowy.
OdpowiedzUsuńA książka ma ładną okładkę :)
Pozdrawiam!