Pomiędzy "Oddychając z trudem", a "Biorąc oddech" mijają około dwa lata. W tym czasie Emma porzuciła znajomych, miłość, Weslyn i rozpoczęła życie na własny rachunek. Studiuje i próbuje zapomnieć o matce alkoholiczce, mrocznych tajemnicach Jonathana i ukochanym Evanie. Jedyną osobą, z którą utrzymuje kontakt, to Sara. Niestety dziewczyny dzieli ocean i nie mogą wspierać się tak, jakby tego chciały. Ale to jeszcze nie koniec. Niepokorny los jeszcze nie skończył z Emmą brutalnego tańca zwanego życiem. Zbliża się kolejna fala, która może zmieść ją w morze otchłani. Kto tym razem poda jej pomocną dłoń?
"Zastanawiałam się, co mogę zrobić, by znów zepchnąć tę udrękę w mroki niepamięci i powrócić do dawnego stanu odrętwienia."
Ugh... Trudno mi będzie pisać o tej książce... bo nie jestem nią zachwycona... Nie wiem jak to się stało, że moje współczucie, żal, wsparcie, chęć pomocy skrzywdzonej nastolatce, które pojawiło się po przeczytaniu pierwszego tomu, przemieniło się w obojętność i złość po lekturze ostatniego. Irytowało mnie zachowanie bohaterów niemal na każdej stronie. Emmę jeszcze potrafię wytłumaczyć, bo pogubiła się w życiu, a jej doświadczenia kazały jej uwierzyć, że nie jest godna miłości, czułości, bliskości, szczęścia. Zapomnienia szuka w alkoholu. I kilkukrotnie udaje jej się w znacznym stopniu otępić umysł i ciało, co wykorzystują obcy faceci. I tu rozpoczyna się lista moich zarzutów! Co z koleżankami, które miały dbać o jej bezpieczeństwo? Nie tylko nie ustrzegły jej przed piciem, to jeszcze podsuwały alkohol i chłopaków, którzy mieli ukoić jej ból... Peyton brylowała w tym zadaniu.
"Opróżniłam szklankę zaledwie do połowy, a one były już przy drugim piwie! Może piłam za wolno? A może po prostu powinnam wziąć się w garść i przestać popadać w paranoję."
Kiedy wreszcie Emma otrząsnęła się z alkoholowego ciągu popadła w uzależnienie od Cole' a i seksu. Wydawało jej się, że tylko w taki sposób zapełni pustkę, którą czuje w sercu. Choć sama podkreśla wielokrotnie, ze nie chce nikogo krzywdzić, robi to na każdym kroku i zdaje sobie z tego sprawę. Nie potrafi albo nie chce tego zmienić. Gdy na jej drodze ponowne staje Evan, jej życie jeszcze raz wali się w gruzy.
Rebecca Donovan poczyniła znaczne postępy z każdą kolejną powieścią. Jej warsztat stał się przystępniejszy, łatwiejszy w lekturze i przyjemniejszy w odbiorze. Udało jej się wykończyć wszystkie wątki i ukoić ciekawość w wielu kwestiach. Jednak moim zdaniem za bardzo skomplikowała losy Emmy, za dużo zrzuciła na jej młode barki i nie dała nikogo kto mógłby jej pomóc w trudnych chwilach. Owszem jest Sara, ale ona ma własne problemy, a do tego jest dostępna jedynie pod telefonem. Inne koleżanki pozwalają jej się zatracić, otępić, odsunąć od życia. Emma z wystraszonego, zastraszonego, zmanipulowanego, skrzywdzonego dzieciaka zmienia się w jakąś karykaturę człowieka, który pielęgnuje swoje lęki, nie godzi się na terapię i nie pozwala sobie pomóc. I o to mam największy żal do autorki. Bo tylu mądrych dorosłych otaczało dziewczynę, a żaden nie postąpił jak należy. Biernie przypatrywali się wyborom...
Cieszę się, że seria Oddechy już za mną, i że Rebecca Donovan zamknęła historię tylko w trzech tomach. Mam nadzieję, że kolejna jej książka (Co jeśli...) okaże się bardziej dopracowaną historią.
"Biorąc oddech" Rebecca Donovan, tł. Robert Kędzierski, Feeria, Łódź 2015
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiane komentarze :)
Wszystkie czytam i staram się odpowiedzieć na każde pytanie.
Pozostawiam sobie możliwość usuwania Spamu i komentarzy wulgarnych czy obraźliwych...