Po książki wchodzące w skład Szmaragdowej serii sięgam bez zastanowienia gdyż idealnie wpisują się w mój czytelniczy gust. Rodzinne relacje opisane na tle wielkiej historii... Eugen Ruge ma do opowiedzenia historię, która rozgrywa się tuż po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Niemcy próbują podnieść się po porażce, kiedy negują nazizm i jego skutki, kiedy budują mur- symbol podziału Europy i izolacji bloku komunistycznego, kiedy są podejmowane decyzje kształtujące przyszłość.
Rozliczenie z życiem przeprowadza Alexander Umnitzer, który zmaga się ze śmiertelną chorobą. Podsumowuje swoje dokonania, usprawiedliwia postępowanie i próbuje poznać swoje korzenie, pogodzić się z przeszłością swojej rodziny i lepiej poznać jej członków, z którymi do tej pory niewiele miał wspólnego. Czy ta swoista spowiedź przyniesie mu ukojenie, jaką przyniesie lekcję, do czego doprowadzi?
Przykro mi to napisać, ale książka nie przekonała mnie i nie zachwyciła jak inne powieści w tej serii. Pierwszą wadą jest niespójność i poszarpane końce historii każdego pokolenia rodziny Umnitzer. Nie są ze sobą w żaden sposób połączone, nie przechodzą i nie nakładają się na siebie tworząc wyrwane z większej całości opowiastki, anegdoty z życia :/ Co prawda poruszające, smutne, ale takie niekompletne i obdarte ze znaczących szczegółów. Brakowało mi opowieści Kurta, ojca Alexandra, relacjonujące życie w gułagu oraz jak to doświadczenie zmieniło jego życie, bo że wpłynęło na nie w znacznym stopniu, jest niezaprzeczalne. Poznajemy jego echa w podejmowanych krokach i decyzjach, ale niestety nie ujawnia się w jego emocjach, jego krzyku cierpienia. To samo dotyczy innych postaci występujących w książce. Rozumiem konsekwencje przeszłości na współczesne życie bohaterów, ale jest to wiedza, którą posiadam z innych powieści, z życia, z rozmów, a niestety nie pochodzi z uczuć, które powinni okazywać Alexander, Kurt, Irina, Wilhelm, Charlotta, Markus. Przez co niezrozumiałe są pewne ich zachowania i decyzje. W ogóle książka wydaje się być emocjonalnie upłycona. Nie pozwoliło mi to na zawiązanie bliższych relacji z bohaterami, nie czułam z nimi więzi...
Nie podobało mi się przeskakiwanie z przeszłości w przyszłość i odwrotnie. Autor, w moim mniemaniu, "skakał" z miejsca na miejsce, pomiędzy czasami, osobami bez żadnego ostrzeżenia, bez dokończenia myśli, bez uzasadnionej przyczyny, bez celu. Ta chaotyczność rozpraszało mnie, irytowała czyniąc lekturę nużącą i wyczerpującą.
Jedynym jasnym punktem na mapie powieści "W czasach, gdy ubywało światła" jest tło historyczne, wiernie odmalowane i niosące przestrogi przed zbyt zaślepiającym oddaniem ideologii, zamykając się na całkowicie na postęp.
Powieść Eugena Ruge z pewnością znajdzie swoich amatorów. Ja mogę polecić ją tym, którzy interesują się życiem Niemiec i jego obywateli po II wojnie światowej i są ciekawi co kształtowało powojenne niemieckie pokolenia.
Eugen Ruge "W czasach, gdy ubywało światła", tł. Ryszard Wojnarowski, Czarna Owca, Warszawa 2014
Ta książka bardzo dobrze była przyjęta w Niemczech, ludzie kupowali, czytali. Mam ją od dwóch dni i mam bardzo duże oczekiwania, choć widzę, że u nas coś czytelników w tej książce uwiera - Ciebie nie usatysfakcjonowała, gdzieś jeszcze czytałam podobną opinię. Cóż, pora się przekonać, jak to naprawdę jest z panem Ruge.
OdpowiedzUsuńTaaa, wiesz co mi się od razu przypomina apropos dobrego przyjęcia książki w Niemczech..On wrócił:) dla mnie masakra masakr:)
UsuńAle W czasach gdy..przeczytam, jak do mnie przyjedzie. Może tym razem będzie mi po drodze z tym co czytelniczo zachwyca Niemców.
Aneta, On wrócił nadal ma się dobrze (czytaj: sprzedaje się w bestsellerowych nakładach)... ;-) Mnie się podobała, ale wydaje mi się, że zupełnie nie można porównywać tych dwóch książek. Ruge to literat o wymiernym dorobku, Vermes jest raczej efemerydą, ale czy powróci?... (nomen omen). Jak pisałam powyżej, książki jeszcze nie czytałam, ale już mam i wiele sobie po niej obiecuję.
UsuńJa z kolei ie czytałam jeszcze On wrócił, ale skrajnie różne opinie o niej nie nastrajają optymistycznie...
Usuń@anetapzn- też nie mam dobrych doświadczeń z literaturą niemiecką...
Usuń@Agnieszka- będę wypatrywać Twojej opinii. Może dostrzeżesz w niej coś, co mi umknęło.
UsuńSpotkałam się już z niezbyt pochlebnymi opiniami na jej temat. Sama raczej po nią nie sięgnę. Ale
OdpowiedzUsuńTa książka z wyglądu tak bardzo przypomina Zafona :o
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiałam się, jaka inną książkę przypomina mi okładka powyższej...
UsuńNiestety przypomina go jedynie z wyglądu...
UsuńMiałam okazję zapoznać się z tą powieścią, ale nie zrobiłam tego. Dobrze, że nie mam czego żałować :)
OdpowiedzUsuń:) I dodatkowo zyskałaś czas na lekturę bardziej ekscytującą :)
UsuńFaktycznie, okładka bardzo podchodzi pod książki Zafona, szkoda tylko, że treść Cię nie usatysfakcjonowała. Nie mówię, że nie przeczytam, bo pewnie, gdy będę miała okazję, to po nią sięgnę, ale szukać specjalnie nie będę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze książka Cię rozczarowała. Mnie też by sporo elementów w niej irytowało.
OdpowiedzUsuńDla mnie to zbyt angażująca lektura, podziwiam osoby, które czerpią przyjemność z takich książek. I przykro mi, że kolejna książka z ulubionej serii nie do końca Cię urzekła.
OdpowiedzUsuńJa wolę coś bardziej odprężającego ;)
Czytałam już recenzje tej książki i przyznam, że w każdej wytyka się jej bardzo podobne wady. Żałuję, że w tej serii znalazł się taki wyłom, bowiem jedną z nich - "Niewidzialny most" Julie Orringer uwielbiam i sądziłam, że wszystkie są na takim samym poziomie. Najwidoczniej nie do końca.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo żałuję ale słabsza pozycja nie przekreśla jeszcze całej serii. Mam nadzieję, że książka znajdzie swojego miłośnika :)
UsuńMi tez podobało się "Wołanie kukułki" i jestem bardzo ciekawa kontynuacji. Dlatego cieszę się, że oceniłaś tak pozytywnie "Jedwabnika" i mam jeszcze większą ochotę, żeby go przeczytać :)
OdpowiedzUsuńttp://pasion-libros.blogspot.com
:))) Jeszcze nie czytałam ani Wołania kukułki ani Jedwabnika, choć obie książki mam w domu :P
UsuńPrzepraszam bardzo, ten komentarz nie tutaj miał być napisany :)
UsuńZe Szmaragdowej serii przeczytałam jedynie "Niewidzialny most", ale mam wielką ochotę na "Sieroce pociągi" i "W czasach, gdy ubywało światła". Cieszę się, że zrecenzowałaś tę książkę, bo byłam ciekawa, jak ona wypada. A widzę, że nie tak dobrze jak myślałam.. Jednak nie zrezygnuję i postaram się przeczytać :)
Nie pozostaje mi nic innego jak zacząć jej szukać. ;)
OdpowiedzUsuńMiałam w planach przeczytać, ale po recenzji zapał trochę opadł.
OdpowiedzUsuń