Wiem, że od dłuższego czasu czekacie na rozwiązanie dwóch konkursów ogłoszonych na moim blogu. Mam dobrą i złą wiadomość. Laureaci zostali wyłonieni i niestety tylko na te pytania zostały udzielone odpowiedzi. Nie wiem jak Wy ale ja jestem rozżalona z tego powodu: zadaliście sobie tyle trudu, stworzyliście ciekawe pytania. Spróbuję jeszcze coś zrobić w tej sprawie, ale nic nie mogę obiecać...
Książkę "Taniec z przeszłością" otrzymuje: kwiatusia
Oto jej pytanie: Przeprowadziła Pani wiele wywiadów ze znanymi osobami. Który ma dla Pani szczególe znaczenie? Czy któryś stał się inspiracją, a może „pomocą” w Pani twórczości pisarskiej? O wywiadzie z kim Pani marzy?
Wywiadem, który bardzo na mnie wpłynął była rozmowa z Thierrym Vergerem, tancerzem, choreografem i wnukiem szamana z Nowej Kaledonii. Pokazał mi, że ludzie, którzy prowadzą bardzo komercyjne i "zachodnie" życie, pracują międzynarodowo i występują w mediach- czasami mają niesamowite i nieznane korzenie, a wiara przodków przeplata się ze współczesnością i wpływa na ich wybory życiowe w nieprzewidywalny sposób. Innym takim spotkaniem była rozmowa z Romualdem Sadowskim, dyrektorem domu poprawczego w Falenicy, który opowiadał mi o swoich wychowankach i o tym, jak zupełnie inaczej ocenia się przestępstwa młodocianych, jak odmienna jest "skala zła" jaką się do nich przykłada i jak z zupełnie "zepsutych" da się wykrzesać poprawę. Takich rozmów było wiele i trudno zdecydować się na jedną, najważniejszą, choć kryterium "znana osoba" nie jest tutaj najważniejsze. Na pewno moje spotkanie z Thierrym wypłynie prędzej czy później w jakiejś książce, tak jak wypłynęło spotkanie z Bertem Hellingerem. A z kim chciałabym porozmawiać? Ze Skin, kobietą o wielu twarzach i wokalistką Skunk Anansie, z Monsem Kallentoftem- pisarzem, z Mariną Bychkovą, artystką tworzącą niezwykłe lalki, z moją koleżanką, która właśnie adoptowała syna, z Wojciechem Jóźwiakiem , kiedyś znanym dziennikarzem radiowym a obecnie fanem historii Polan i szamanizmu...Z każdym, kto ma w sobie ciekawą historię. Robienie wywiadów to bardzo fajne zajęcie.
Książkę "Anioł w kapeluszu" otrzymują:
Kasiek: Pisze Pani w swoich książkach o swoich pasjach, miłościach, to się czuje! Czy traktuje to Pani jako misję, a więc rozpropagowanie rzeczy niedocenianych, a Pani zdaniem wartych zwrócenia uwagi, bo nie oszukujmy się, muzyka operowa, jakkolwiek śliczna, poruszająca, ale jednak małopopularna, czy szanty, które może są bardziej popularne, ale w wersji badziewnej dla turystów, czy raczej jest to dla Pani sposób, na odnajdywanie miłych chwil, wzruszeń, które Pani przeżyła, a pisząc ma szansę przeżyć na nowo, przekazać, otworzyć dla uważnego czytelnika furtkę swojej duszy. Bo ja to przeżyłam dzięki Pani płakałam jak bóbr na piosence "Timeraive". Chciałabym zapytać, dlaczego Monika Szwaja tak "pogrywa" z czytelnikiem. Bo w gruncie rzeczy to ryzykowny zabieg, pisząc o muzyce poważnej, operach, przez wielu może zostać Pani odebrana jako snobka, bo przecież "nikt normalny nie chodzi słuchać takiego wycia z własnej woli"
Słuchanie muzyki poważnej (symfonie, opery, oratoria i inne tym podobne wycia) daje mi taką przyjemność, że naprawdę mało mnie interesuje, czy ktoś, kogo wiedza muzyczna zatrzymała się na Annie Marii Jopek (z całym szacunkiem dla pani Jopek) ma mnie za snobkę czy nie. Muzyka poważna (ten termin jest, oczywiście umowny, jest mnóstwo dzieł "poważnych", przy słuchaniu których można się tarzać ze śmiechu) nie jest popularna, ponieważ wymaga od słuchacza pewnego zaangażowania. I wcale nie chodzi mi o wykształcenie muzyczne. Wystarczy słuchać, ale trzeba to robić naprawdę uważnie, ufając kompozytorowi, że ma nam coś do powiedzenia. Po jakimś czasie i po wielokrotnym przesłuchaniu parunastu symfonii zaczynamy chwytać o co chodzi. Z tej ogromnej i przerażającej masy dźwięków wydawanych przez orkiestrę symfoniczną zaczynamy wyławiać melodie, ich powtórzenia, przetworzenia itd., zaczynają nas bawić dźwięki, o których istnieniu do niedawna nie wiedzieliśmy. Słucham tej muzyki jakieś pół wieku, więc mam już niezłą wprawę i wiele symfonii czy oper znam na pamięć. A jak już się zna sporo muzyki, przychodzi czas na rozróżnianie interpretacji; zaczynamy mieć ulubionych śpiewaków, pianistów, dyrygentów. Słyszymy, że grają czy śpiewają tak, jak sami zagralibyśmy lub zaśpiewali - gdybyśmy potrafili. Zadziwiają nas swoim kunsztem i interpretacją. Muzyka, droga Pani, to wielki, wspaniały świat, do którego wejść i się zadomowić jest ogromnym szczęściem. Jako że mam zacięcie społecznikowskie, chciałabym jak największą liczbę czytelników zawiadomić, a może i przekonać, że muzyka poważna jest FAJNA.
Mój telewizyjny kolega, redaktor muzyczny, słuchając symfonii Mozarta powiedział kiedyś zdanie, które niezwykle przypadło mi do serca. Powiedział mianowicie: czuję się dumny, że jestem Europejczykiem, członkiem społeczeństwa, które stworzyło muzykę o TAKIM STOPNIU KOMPLIKACJI.
Proste i łatwe jest NUDNE.
Szanty wbrew pozorom to nie tylko proste piosenki. To również cała ich otoczka historyczna. W szantach i pieśniach kubryku (czyli pieśniach pracy i pieśniach czasu wolnego) śpiewa się o prawdziwych statkach (jak Timeraire), prawdziwych ludziach, żeglarzach, kapitanach, liniach żeglugowych, wydarzeniach. Szanty i pieśni kubryku to też osobny, fascynujący świat.
Aha, i jeszcze: nigdy nie pogrywam z nikim. Piszę po prostu o co mi chodzi.
Marek: Przez osiem lat mieszkała Pani w Karkonoszach, co takiego poleciłaby Pani do zwiedzenia czego nie ma w przewodnikach i coś do zjedzenia z tego regionu, a nie znanego szerzej w kraju.
Mieszkałam dwa lata, ale gdyby zliczyć wszystkie spędzone tam tygodnie, wyszłoby jeszcze sporo. Do zwiedzenia poleciłabym przede wszystkim szczyty - jednak zawsze z przewodnikiem i mapą w kieszeni, w stosownym ubraniu i butach. Właściwie nie ma chyba zakątka w przewodnikach nieuwzględnionego - jeśli nie w tym, to w owym. Karkonosze to takie życzliwe góry, w których znajdą coś dla siebie ludzie starsi i słabsi, ale też młodzi i wysportowani. Kiedyś najbardziej mnie ciągnęło w te rejony dla silniejszych. Dziś zadowalam się jeżdżeniem samochodem od wsi do wsi, na Okraj i na stronę Bramy Lubawskiej. Ale wciąż kocham Śnieżne Kotły, Pielgrzymy, Łomniczkę, zejście ze Śnieżki Czarnym Grzbietem i Sowią Doliną. A gdyby Pan schodził niebieskim szlakiem z Samotni, to na wysokości Domku Myśliwskiego warto zboczyć nieco w prawo, przejść za mostek - i być cichym oraz bezwonnym, bo tam jest ścisły rezerwat, wycieczek tam nie prowadzają. W maju i czerwcu znajdzie Pan tam rajski zakątek, gdzie po miękkiej trawie strumień płynie wolno jak na nizinie, kwitną siódmaczki, a nad głowami wysoko wznoszą się zerwy skał wokół kotła Małego Stawu.
Z tym jedzeniem będzie, niestety, nieco gorzej. Polskie Sudety zasiedliła ludność napływowa, nastąpiło przemieszanie kultur i zwyczajów, także kulinarnych. Ale jeśli górskim zwyczajem zamówi Pan w Strzesze Akademickiej porcję kaszy gryczanej z gulaszem, albo z kwaśnym mlekiem i skwarkami, to będzie to najlepsza kasza w Pana życiu. A jeżeli zechce Pan wracać w dół Białym Jarem, to idąc od Strzechy strawersuje Pan zbocze piękną widokowo ścieżką, której nazwy nie znajdzie Pan w żadnym przewodniku. Nazywa się ona Ścieżką Szwagrów. Podobno w czasie jej budowy wszyscy pracujący tam robotnicy dogadali się, że są amantami tej samej damy...
Mika19: Co Pani chciałaby dostać na prezent od Świętego Mikołaja?
Nowiutki kręgosłup, potworną górę forsy i płytę DVD z nagraniem (z festiwalu w Glyndebourne) opery Benjamina Brittena "The Turn of the Screw". O ile się orientuję, szansę mam tylko na to ostatnie (wujcio Gugiel nakablował, że wujcio Amazon to ma, więc przekazałam tę informację gdzie trzeba).
Gratulacje :) Czekajcie na maile :)
Uwaga!
Wszystkie teksty zawarte na blogu Aleksandrowe myśli, chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.
Translate
Łączna liczba wyświetleń
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Administrator strony Aleksandrowe myśli korzysta z systemu komentarzy Disqus. Adresy IP i adresy e-mailowe są przechowywane przez administratora Disqus'a. Zakładając stronę na platformie Disqus wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.
Gratuluje!!!
OdpowiedzUsuńBardzo Dziękuję za wyróżnienie! :) Ogromnie się cieszę! :) Gratulacje dla pozostałej 3 laureatów :)
OdpowiedzUsuńGratuluję serdecznie:)
OdpowiedzUsuńGratulacje :)
OdpowiedzUsuńGratuluję laureatom! Szkoda, ze nie ma całych wywiadów...
OdpowiedzUsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuńszkoda ze nie wiedzialam o konkursie bo moje pytanie brzmialo by tak: "Czy napisze Pani dla mnie nastepna ksiazke?" rownie superancka jak pożarta jednym kęsem DLUGA ZIMA.
OdpowiedzUsuńJest już nowa książka Pani Aliny- "Kolebka" wyd Prószyński i s- ka
UsuńBardzo interesuje mnie zakonczenie Dlugiej zimy, czy Maria chciala zrobic krzywde Julce? czy chciala by wjechala sankami do jeziora, ktore podobno juz bylo odmrozone? tata zapytal gdzie Julka, bardzo prosze o odpowiedz.
OdpowiedzUsuń