Uwaga!


Wszystkie teksty zawarte na blogu Aleksandrowe myśli, chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.

Translate

Łączna liczba wyświetleń

Pokochałam wroga, Mirosława Kareta



Były czasy kiedy miłość stawała się kartą przetargową o przyszłość i życie. "Pokochałam wroga" Mirosławy Karety jest jedną z takich historii, kiedy pochodzenie było ważniejsze niż uczucia, a strach przed "sprawiedliwymi" okrutnie rozdzielał rodziny. 

Podczas nazistowskiej okupacji Krakowa rodzi się uczucie pomiędzy Polką Jadwigą, a Niemcem. Miłość jest zaskoczeniem zarówno dla samych zainteresowanych, ale ich rodzin, otoczenia, społeczeństwa. Przyjdzie dla nich czas rozliczeń, wyborów, które na długo zmienią ich życie. Do tej historii, za sprawą pamiętnika wraca syn Jadwigi, Maksymilian. Los kochanków naprowadzi go na trop rodzinnej tajemnicy.

"Pokochałam wroga" to pierwszy tom sagi rodu Petrycych. Zapoznajemy się z członkami rodziny i razem z Maksymilianem próbujemy rozwikłać sekret sprzed lat. Mirosława Kareta bardzo umiejętnie dozuje informacje. Przeplata je z codziennym życiem rodziny, ich zwykłymi problemami rodzicielskimi, z pracą, z systemem. Akcja powieści w dużej mierze rozgrywa się tuż po zmianach ustrojowych, strajkach Solidarnościowych i upadku muru berlińskiego. W tym czasie dochodzi do wielu rewolucji obyczajowych i kulturalnych. Co już samo w sobie jest ciekawe i zajmujące. Dołożony wątek wojenny i jego wpływ na rodzinę sprawia, że historia jest złożona, kompletna i wciągająca. Obie historie mają swoją dramaturgię i całkowicie się uzupełniają. Nie umiałabym wskazać, która część podobała mi się bardziej. 


Mirosława Kareta jest dziennikarką i historykiem. Z dużą wprawą, wnikliwością i taktem oddała realia opisywanych czasów. Wtrącone ciekawostki historyczne bardzo fajnie wkomponowały się w tekst i nie odstawały i nie drażniły podczas lektury. Autorka wiernie przedstawiła dylematy moralne z jakimi zmagali się ludzie podczas okupacji. W tych trudnych latach liczyło się przede wszystkim dobro i życie rodziny. Dopiero w dalszym planie była pomoc obcym i próby usprawiedliwiania własnego sumienia. Owszem zdarzały się, nie rzadko, bezinteresowność, altruizm, solidarność, tym bardziej były szanowane i wywyższane. Niestety, miłość Jadwigi i Niemca nie była dobrze przyjmowana. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna była oskarżana o kolaborację, a mężczyzna więziony za pohańbienie rasy. Przyszedł czas kiedy para musiała zapłacić za chwile szczęścia. Ceną była samotność. 

Bohaterowie powieści są różnorodni. Mamy młodą dziewczynę, która nie chciała się podporządkować, która chciała żyć po swojemu. Mamy Niemca, który gardził nazistami, a którego ze względu na urodzenie źle oceniano. Poznajemy partyzanta, którego zaślepiła zazdrość. Obserwujemy lekarza, związkowca i polityka w średnim wieku, który postanowił zagłębić się w przeszłość. Pojawia się również serdeczna i lojalna pielęgniarka, której zadawnione żale, ambicje zmieniają się permanentną podłość i nienawiść, a młoda dziennikarka ma w planie napisać historię, która rozsławi jej imię. 

"Pokochałam wroga" to powieść napisana z rozmachem. Nie tylko opisuje trudną historię polsko- niemiecką, rozliczenie win, ale i pozwala odnaleźć spokój po jednej i drugiej stronie granicy państwa. Pani Mirosława zabiera nas w podróż do okupowanego Krakowa, do Krakowa będącego na granicy pomiędzy komunizmem, a kapitalizmem oraz do Monachium, który jest powiewem niedosięgalnego luksusu, zachwytu nad poziomem życia i rozwoju techniki.

Jednym zdaniem: "Pokochałam wroga" zrobiło na mnie wrażenie :)










"Pokochałam wroga" Mirosława Kareta, WAM, Kraków 2016





Czytaj dalej...

Rzymski poranek, Virginia Baily



Książki, w których teraźniejszość miesza się z przeszłością mają szczególne miejsce w moim sercu i na mojej półce. Nieustannie wyszukuję nowe tytuły, które zaspokoją moją ciekawość i namiętność. "Rzymski poranek" Virginii Baily jest jedną z nich. Delikatnie dotyka ona czasów II wojny światowej i jej wpływu na życie ocalonych i ocalających. 

Maria przypadkiem dowiaduje się, że jej prawdziwym ojcem jest Daniele Levi, Włoch po którym słuch zaginął. Dziewczyna, mimo sprzeciwów matki, stara się go odszukać. Wyrusza do Rzymu, do Chiary Ravello, u której mieszkał przez kilkanaście lat. Na miejscu odkrywa pochodzenie swojego ojca i skutki długo skrywanych tajemnic.

Virginia Baily opowiada historię dwóch kobiet, młodej i pełnej życia Marii oraz starej, niezależnej i opanowanej Chiary. Wydawać by się mogło, że nic ich nie łączy, a jednak. Wspólnym mianownikiem jest Daniele, mężczyzna którego zniszczyła przeszłość. Obie kobiety próbują odnaleźć zaginionego. Odkrywają przy tym, że łączy je o wiele więcej. 

Marię ciekawość zaprowadziła do Rzymu. Tu próbuje poznać okoliczności romansu swoich rodziców i odnaleźć swoje korzenie. Dziewczyna jest niecierpliwa, zbuntowana i na własną rękę poszukuje wskazówek, wkraczając w prywatność starszej pani. Wprasza się do jej życia, do jej domu i zmusza do otwarcia serca, wyjawienia głęboko skrywanych tajemnic. Chiara boi się opowiadać o Daniele i zburzyć jego wyidealizowany obraz. Jednak prawda wychodzi na jaw i przynosi ukojenie wszystkim bohaterom dramatu. 

Wraz z poznawaniem sekretów rodziny Levi i Ravello cofamy się w brutalne czasy nazizmu, okupacji i II wojny światowej. Mamy szansę przyjrzeć się, jak ocalenie przynosi zgubę i zatracenie. Do tej pory miałam okazję poznać jedynie szczęśliwe zakończenia podobnych przypadków. W "Rzymskim poranku" autorka ukazuje, że przeszłość może ciążyć tak bardzo, że staje się powodem upadku, także moralnego, ocalonego i zupełnego zagubienia ocalającego. Obserwujemy jak cień wojny wkracza pomiędzy kochających się ludzi, rozdziela ich i przynosi obopólne cierpienie. 

Mogłabym o książce pisać i pisać, ale musiałabym przy tym zdradzić zbyt wiele... A to byłaby zbrodnia nie do wybaczenia. Zainteresowanych odsyłam do lektury. Warto. Znajdziecie tu tajemnicę, napięcie, nieprzewidywane zwroty akcji, porcję silnych wzruszeń, powrót do przeszłości i zaskakujące zakończenie. Polecam!







"Rzymski poranek" Virginia Baily, tł.Magdalena Nowak, Czarna Owca, Warszawa 2016




Czytaj dalej...

Spalić wiedźmę, Magdalena Kubasiewicz


Powieści debiutujących autorów są jedną wielką niewiadomą. Czasem przynoszą rozczarowanie, ale częściej zapraszają w podróż pełną niespodzianek. 

Sara Weronika Sokolska, zwana Saniką jest Pierwszą Czarownicą Polanii i zaufaną przyjaciółką króla. Kiedy w Krakowie wybuchają zamieszki, a władzę próbują przejąć demony to Sara przejmuje na siebie ciężar obrony kraju i jego niewinnych mieszkańców. Niestety, nie udaje jej się znaleźć sojuszników, a pozostali magowie liczą na porażkę, by z łatwością przejąć jeden z najważniejszych urzędów oraz przynależny splendor. Czy Sarze uda się ocalić Polanię i zaszczytne stanowisko?

Bardzo spodobała mi się główna bohaterka, buńczuczna, niesforna, bezczelna, obdarzona niewyparzonym językiem. Nie przejmuje się ani swoim wyglądem, ani zachowaniem nawet w towarzystwie króla. Prawdopodobnie wynika to z jej przeszłości, a także z tego, że nie jest akceptowana w swoim magicznym środowisku. Sara jest samoukiem, nie uczęszczała do elitarnych szkół i nie pozwoliła szkolić się wpływowym czarodziejom. Dlatego jej stanowisko, Pierwszej Czarownicy Polanii, jest przedmiotem zazdrości i ogólnego zdziwienia. Sara musiała nauczyć się nie przejmować plotkami i pułapkami, w które często jest popychana, tak żeby zniesławić jej imię, zrzucić z piedestału. Zamieszki w Krakowie są idealnym pretekstem do zastawienia zasadzek i zarzucenia sieci intryg. Na szczęście dziewczyna jest na tyle inteligentna i zdeterminowana by dojrzeć podstęp i skupić się na tym , co najważniejsze.
Co jest zadziwiające (obserwując ówczesne trendy na rynku wydawniczym), główna bohaterka nie zakochuje się i tym samym nie rozprasza zawiłymi uczuciami.  Dla ocieplenia jej wizerunku wprowadzona została przyjaźń, trochę szorstka i chłodna, ale dająca oparcie w najtrudniejszych chwilach.

Świat, w którym poruszają się bohaterowie to idealne połączenie współczesności i dawnych czasów. Na każdym kroku doświadczamy bogatej krakowskiej kultury, historii, legend, podane w sposób bardziej demoniczny, tajemniczy, magiczny. Magdalena Kubasiewicz odkrywa alternatywną rzeczywistość, w której np.: mistrz Twardowski czy Smok Wawelski odgrywają dużo ważniejszą, przerażającą rolę. Autorka doskonale poradziła sobie w tej materii czyniąc Kraków jeszcze bardziej klimatycznym miejscem, w którym historia przeplata się ze współczesnością, a szara codzienność z  barwną feerią magicznych mocy. 

Akcja powieści "Spalić wiedźmę" jest bardzo dynamiczna, pełna zaklęć, demonicznych potyczek, walki dobra ze złem. Losy bohaterów nie są przesądzone. Zmieniają się ze sceny na scenę, z sytuacji na sytuację, czym budzą coraz większe zainteresowanie i niecierpliwe oczekiwanie. 

"Spalić wiedźmę" to udany debiut Magdaleny Kubasiewicz. Pozwoliła mi odkryć Kraków na  nowo i spojrzeć na niego przez pryzmat fantastycznej wyobraźni autorki. Połączenia płaszczyzn czasowych, współczesności i średniowiecznego anturażu, etykiety to coś co może się podobać. Ja jestem zadowolona z lektury i chętnie poczytałabym o kolejnych przygodach awanturniczej Saniki.







"Spalić wiedźmę" Magdalena Kubasiewicz, Genius Creations







Czytaj dalej...

Korytarzem w mrok, Lois Duncan


Lois Duncan nie była mi do tej pory znana, choć jak się okazało, swoją pierwszą książkę sprzedała już w 1947 roku. Jej najpopularniejsza powieść doczekała się ekranizacji pt. "Koszmar minionego lata". Jak dowiadujemy się z notek promocyjnych, "Korytarzem w mrok" zachwyca czytelników od ponad czterdziestu lat. Nie mogłam więc wobec tej powieści przejść obojętnie. Jakie są moje wrażenia?

Mama i ojczym Kit wybierają się w podróż poślubną. Dziewczyna w tym czasie trafia do szkoły z internatem . Blackwood to bardzo nietypowa instytucja. Swoją siedzibę ma w zabytkowym budynku bogato wykończonym, pełnym antyków i sztuki. Kit i trzy pozostałe uczennice nie czują się dobrze w murach budynku. Nawiedzają je koszmary, opiekunowie zachowują się dziwnie, a kontakt z rodzinami jest bardzo utrudniony. Dziewczyny dowiadują się, że Blackwood nawiedzają duchy. Czy to prawda, czego chcą i czy są niebezpieczne?

Lois Duncan, od samego początku, buduje tajemniczą, złowieszczą atmosferę. Wprowadza do starego dworku z przeszłością, który budzi niepokój, ale i zmusza do poszukiwań prawdziwego znaczenia pewnych okoliczności. Bohaterką powieści jest szesnastolatka, która na kilka miesięcy musi rozstać się z mamą, domem i  najlepszą przyjaciółką. W starym budynku nie czuje się bezpiecznie, jest samotna i nieszczęśliwa. Nowe znajomości i zagadka dają jej szansę zapomnieć o tęsknocie, ale jej rozwikłanie przynosi strach, wściekłość i niedowierzanie. W szkole dzieją się rzeczy, które trudno ogarnąć umysłem, a dyrektorka okazuje się manipulantką, która za nic ma zdrowie i życie swoich podopiecznych.

"Korytarzem w mrok" miała swoja premierę w 1974 roku. Od tamtej pory niezmiennie zachwyca czytelników. Owszem ma coś w sobie. Na tamte czasy na pewno była powieścią niepowtarzalną i oryginalną. Obecnie również przyciąga uwagę i śmiało mogę ją polecić młodym molom książkowym. Zauważyłam, ze została niecopodrasowana i uwspółcześniona. Pojawiły się telefony komórkowe, laptopy, internet, maile i portale społecznościowe. Trochę popsuło mi to odbiór książki, w której czuć czar odległych czasów. Wydaje mi się, że jest to minus, który zauważy dorosły czytelnik. Dla młodszego będzie to naturalne i skupi się na złowieszczym klimacie, nadprzyrodzonych zdolnościach i niebezpiecznej przygodzie. 

"Korytarzem w mrok" sięgnij gdy masz ochotę zaszyć się w przeszłości i powrót w młodzieńcze czasy. Możesz książkę polecić swojemu młodszemu pokoleniu, gdy życzysz mu udanej, przyjemnej i inteligentnej rozrywki ;)








"Korytarzem w mrok" Lois Duncan, tł. Magdalena Słysz, Czarna Owca, Warszawa 2016





Czytaj dalej...

Były sobie świnki trzy, Olga Rudnicka



"Facet to świnia.
Mówisz, że ty o tym wiesz..."*

Olga Rudnicka zasłynęła z barwnych kryminałów okraszonych pokaźną szczyptą czarnego humoru. Uwielbiam takie połączenia więc nie mogłam odmówić sobie przyjemności lektury najnowszej powieści autorki "Były sobie świnki trzy".

Tadeusz, Tobiasz i Maciej  to wpływowi obywatele Warszawy. W życiu zawodowym radzą sobie doskonale, a wśród współpracowników budzą jednocześnie strach i podziw. W życiu prywatnym natomiast ponieśli spektakularną klapę, co gorsza wydają się tego nie zauważać. Ich żony Jolanta, Kama i Martusia nie zamierzają tracić u ich boku kolejnych lat życia. Niestety, rozwód nie jest dla nich korzystny, szczególnie pod względem materialnym. Panie rozważają zatem inną możliwość pozbycia się mężów. Tak, pozbycia się, w dosłownym tego słowa znaczeniu...

Trzy bohaterki w średnim wieku, znudzone małżeństwem, rodziną, szarą, nudną rzeczywistością, która diametralnie różni się od ich wyobrażeń o życiu to może przejaskrawiony ale prawdziwy obraz wielu przedstawicielek kobiecej płci. Nie czują się na siłach zaczynać wszystkiego od początku, a nie wyobrażają sobie trwania w obecnym marazmie. Co zrobić by coś zmienić, a jednak pozostawić bez wyraźnych różnic? Jak pozbyć się męża i jednocześnie nie narazić się wymiarowi sprawiedliwości? Czy można popełnić zbrodnię doskonałą?
Czytając rozważania Joli, Kamy i Martusi można by pomyśleć, że nie grzeszą rozumem. Jednak jakimś dziwnym zrządzeniem losu, ich plany nabierają kształtów, zaskakujących, przerażających, rozbawiających. To połączenie zbrodni i komedii wyszło Pani Oldze idealnie. Nie mogłam się oprzeć chęci poznania tej historii od samego początku do ostatniej kropki, a każda chwila przystanku czy rozkojarzenia była przyjmowana z groźnym pomrukiem niezadowolenia. 

"Życie jest takie niesprawiedliwe dla sponiewieranych żon. Ile wyrzeczeń, ile poświęcenia trzeba włożyć w małżeństwo, a i tak jedyne, co można dostać w zamian, to kopniak w tyłek na odchodne."

Podobali mi się barwni bohaterowie. Co prawda cechy ich charakteru były przerysowane i wyolbrzymione, ale idealnie pasowały do pomysłu i konwencji powieści. Tacy mają być by historia trzymała się kupy i wywołała określone emocje. Tadeusz, Tobiasz i Maciej to tacy mężczyźni, których strata nie byłaby bolesna. Więcej, jest westchnieniem ulgi dla wielu osób, począwszy od rodziny, na współpracownikach i klientach kończąc. Ich czarne charaktery, materialistyczne podejście do życia i obłudne postępowanie sprawia, że czujemy sympatię do potencjalnych zbrodniarek. I nie chodzi tu jedynie o współczucie ale i kobiecą solidarność.

Przedstawione w powieści pomysły na pozbycie się mężów to nie jakieś skomplikowane plany, które trudno wprowadzić w czyn. Są dość powszednie, żeby nie powiedzieć oklepane. Ale sposób w jaki przedstawia je Olga Rudnicka niesie multum komplikacji i pobocznych scenariuszy, które pobudzają wyobraźnię i wywołują różnorodne emocje. 

"Jolka miała rację, ta świnia jest pozbawiona wszelkich ludzkich odruchów. Gdyby miał choć odrobinę przyzwoitości, po prostu zszedłby nam z drogi – powiedziała z urazą. – Nie dość, że zdradza i chce się rozwieść, to jeszcze nie potrafi umrzeć jak należy. W dodatku już drugi raz."

Pani Olgo! Pochłaniałam książkę z wypiekami na policzkach i ogromnym uśmiechem :D Ba! Wybuchając śmiechem, który okropnie zaciekawił mojego męża. Moje tłumaczenie, że przyuczam się do zbrodni doskonałej, przyjął z zaskoczeniem, które jeszcze bardziej mnie rozbawiło ;)

"Były sobie świnki trzy" to powieść na niebanalną rozrywkę i sposób na mile spędzone popołudnie. 








"Były sobie świnki trzy" Olga Rudnicka, Prószyński i s- ka, Warszawa 2016





* cytat z piosenki Big Cyc "Facet to świnia"




Czytaj dalej...

Real, Katy Evans




Boks, miłość, pożądanie, erotyka to koktajl uzależniających emocji. Jednak czy to chwilowa fascynacja czy trwała namiętność?

Remington Tate to utalentowany bokser. Poza ringiem znany jest jako agresywny awanturnik ale i bezwzględny łamacz kobiecych serc. Brooke Dumas jest fizjoterapeutką i rehabilitantką sportową mającą utrzymać ciało Remy' ego w nienagannej kondycji. Między tym dwojgiem wybucha płomienne uczucie, podszyte wielką tajemnicą, chorobą, obsesją.

"Real" Katy Evans, jeszcze przed polską premierą, została okrzyknięta jedną z najbardziej oczekiwanych książek roku. Nie ukrywam, że i mnie porwał tłum i fala pozytywnych opinii. Zobaczyłam, przeczytałam i... Niestety muszę przyznać, że mam co do tej książki mieszane odczucia. Co prawda podczas lektury były ogromne wrażenia, wypieki na policzkach i silna więź z bohaterami, a kartki w moich rękach płonęły od niecierpliwości, szybkości ich przewracania. Jednak po kilku dniach kiedy emocje opadły, zaczęły drażnić mnie niektóre wątki, zachowania, wypowiedzi. Co gorsza, zauważyłam, że los bohaterów przestał mnie interesować i nie czekam z drżeniem na ich zapowiadaną kontynuację. Jak to się stało, co się wydarzyło?

"Real" to pełnokrwista powieść erotyczna ze sprecyzowanym i dobrze prowadzonym wątkiem romantycznym. Autorka prosto, bez skomplikowanych terminów i zawiłości buduje miłosną relację pomiędzy niegrzecznym chłopcem z problemami emocjonalno- psychologicznymi, a nieśmiałą, dobrze ułożoną dziewczyną. Przeciwieństwa się przyciągają i tworzą zgrany duet. Do czasu. Brutalność, agresja, emocjonalna huśtawka i zwykłe nieporozumienie stają się powodem rozstania oraz wielu przemyśleń nad sensem życia, kochania, miłości, obsesji, uzależnienia od drugiej osoby.

Scenariusz powieści wydaje się być znany, wielokrotnie wykorzystany. Owszem. Jednak Katy Evans tak jak uzależniła od miłości swoich bohaterów, tak samo mocno wciągnęła czytelnika w swoją historię. I doprawdy nie wiem jak jej się to udało, gdyż oceniając książkę "na zimno", po długiej abstynencji, nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Sympatią obdarzyłam jedynie Remy' ego i Brooke. Ich uczucia, relacje, sprzeczki, pojednania i miłosne ekscesy wydały się najbardziej realne. Reszta bohaterów drażniła mnie swoim zachowaniem i sposobem wypowiedzi.  Rozumiem, że Amerykanie są bardzo bezpośredni, ale nie wyobrażam sobie żeby moja najlepsza przyjaciółka nazywała mnie dziwką przy każdym spotkaniu...

Wydaje mi się, że autorka zdradziła zbyt wiele sekretów i szczegółów z życia bohaterów. Nie wyobrażam sobie czego mogłaby dotyczyć kontynuacja "Real". Nie jestem również przekonana, że chcę się tego dowiedzieć...

Trudno jest mi pozbierać swoje myśli w jednoznaczną opinię. Najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że "Real" to książka na chwilę, która zachwyca jedynie w momencie lektury.








"Real" Katy Evans, tł. Gabriela Jakubowska, Papierowy Księżyc, Słupsk 2016





Recenzja napisana dla serwisu DlaLejdis :)






Czytaj dalej...

Czarownica, Sylwia Chołota



Młodość, magia, niebezpieczeństwo, tajemnica to kombinacja, która może gwarantować sukces. Czy młodej debiutantce Sylwii Chołocie udało się uwieść czytelnika?

Natalina jest czarownicą i mieszka z ciotką w małej chatce w lesie. Muszą się ukrywać gdyż magiczne zdolności dziewczyny budzą niepokój mieszkańców rodzinnej wioski. W dniu swoich osiemnastych urodzin, Natalina otrzymuje od ciotki list od zmarłej matki, w którym wyjawia imię jej ojca. Dziewczyna postanawia odnaleźć rodzica. Dość szybko udaje jej się rozwikłać tajemnicę swojego pochodzenia. To odkrycie staje się przepustką do lepszego świata ale i misji, w której istotą stanie się wolność, przyjaźń, miłość.

"Czarownica" to książka z gatunku fantastyki. Daleko jej jednak do kanonów, które przywykłam czytać. Opisana historia jest bardzo naiwna, dziecięco prosta, często nierówna i momentami niespójna. Była tajemnica, skrywana przez osiemnaście lat, a którą bardzo łatwo rozwiązać. Oczywiście dla bohaterki, bo czytelnik nie ma możliwości pobawić się w detektywa. Była magia, z której bohaterowie bardzo rzadko korzystają. Były magiczne przedmioty, które dla oryginalności zostały dziwnie ponazywane. Trudno mi było je spamiętać i odróżnić przeznaczenie. Byli bohaterowie i emocje, dość płytkie by wpłynąć na moją interakcję i wyobraźnię. Była historia, której nie rozumiem, i która niestety mnie nie zaciekawiła. Była przygoda, która zamiast entuzjazmu wywołała rozczarowanie.

Moim zdaniem, trudno jest oceniać fantastykę. Każdemu w duszy i wyobraźni co innego gra. Widocznie moje wyobrażenia nie zgrały się z intencjami autorki. Nie można także zapomnieć, że  "Czarownica" jest debiutem literackim Sylwii Chołoty i zbyt obcesowa, krytyczna opinia nie byłaby na miejscu. Na plus mogłabym zaliczyć młodej autorce drobiazgowe opisy natury, miejsc, postaci oraz barwne relacje z  magicznych pojedynków. Myślę, że jest podstawa, na której można oprzeć swój warsztat. Wielokrotne próby i trening czynią mistrza, czego życzę Sylwii Chołocie.








"Czarownica" Sylwia Chołota, Novae Res, Gdynia 2016





Recenzja napisana dla serwisu DlaLejdis :)








Czytaj dalej...

Inwazja na Tearling, Erika Johansen



Pamiętacie jak wychwalałam książkę "Królowa Tearlingu"? Wtedy cieszyłam się, że mam szansę szybko poznać kolejny tom serii. Teraz, już po lekturze "Inwazji  na Tearling" bezsprzecznie podtrzymuję swoją entuzjastyczna opinię i dobre zdanie o twórczości Eriki Johansen :)

Kelsea okazała się mądrą i sprawiedliwą władczynią. Zdobyła zaufanie swoich poddanych i respekt wrogów. Tylko Szkarłatna Królowa nie potrafi przyznać się do porażki i za wszelką cenę stara się odzyskać swoją pozycję. W tym celu szykuje inwazję na Tearling. Wydaje jej się, że miażdżąca przewaga wojska i uzbrojenia, da jej wymarzone zwycięstwo i władzę. Nie wie jednak, że Kelsea ma dar, w którym widzi przeszłość, czas sprzed Przeprawy gdzie odnajduje kobietę i wskazówki, które być może pozwolą odmienić los królestwa. 

Interesowało mnie, i to bardzo, co skłoniło ludzi do porzucenia współczesnego świata i jego zdobyczy by wyruszyć w nieznane i zacząć wszystko od nowa. W "Inwazji na Tearling" otrzymuję odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Miałam szansę dostrzec ruinę świata skupiającego się jedynie na dobrach materialnych. Zepchnięcie szlachetnych, wielkich, ważnych uczuć w cień, w niebyt, których brak tworzy z ludzi zimne, zmanipulowane, zdemoralizowane jednostki. Żądza władzy, dominacji, egoizm sprawia, że życie staje się nie do zniesienia, a brak perspektyw zmusza do działania i walki o wolność. Razem z Kelsea cofamy się w czasie i obserwujemy narodziny rewolucji. Czy ten zryw dał początek nowej, szczęśliwej i sprawiedliwej rzeczywistości? 

Korona i nowe wyzwania sprawiają, że Kelsea musi dorosnąć, z płochego dziewczęcia stać się królową odpowiedzialną za życie, zdrowie i godną przyszłość swoich poddanych. Tak się staje. Jednak dziewczyna nie zatraca swojej dziecięcej ciekawości, entuzjazmu i niepokorny. Rządzi według własnego planu, czym naraża się kolejnym doradcom. Poczucie odpowiedzialności i sprawiedliwości pomaga jej podejmować odpowiednie decyzje. Nie mogę nie wspomnieć, że ma wsparcie w tajemniczych, budzących podziw, zazdrość pożądanie szafirach. 

Kelsea dorasta, a wraz nią rozwijają się emocje, które pragną zostać zaspokojone. Daje to pretekst do ciekawych, śmiesznych, przerażających i ekscytujących wydarzeń odbiegających od powagi stanowiska młodej władczyni. To wszystko wpływa na sympatie, którą nie sposób nie obdarzyć głównej bohaterki. Inne postaci równie głęboko zapadają w pamięć. Skuteczny, inteligentny Buława, wspierający radą ale i ojcowskim ramieniem. Tajemniczy, groźny, nieokiełznany, brutalny Finn. Zrezygnowana i bezradna Lily. Uroczo i romantycznie zakochany Pen. Bezkompromisowy, zdemoralizowany, skorumpowany Anders oraz charyzmatyczny William Tear. 

Bohaterowie plus zajmująca opowieść o nowym świecie mającą być enklawą szczęśliwości bogata w dynamiczną akcję i bulwersujące tematy, daje pretekst do rewelacyjnego sposobu na spędzenie wolnego czasu. 


"Królowę Tearlingu" oraz "Inwazję na Tearling" z całą stanowczością serdecznie polecam fanom fantastyki. 

"Technologia to wygoda, ale już dawno przekroczyliśmy granicę, za którą wygoda przeważyła nad bezpieczeństwem
."









"Inwazja na Tearling" Erika Johansen, tł. Izabella Mazurek, Galeria Książki, Kraków 2016





Czytaj dalej...

Wariatka, Joanna Jodełka



Joanna Jodełka to polska autorka kryminałów, która zachwyciła mnie niedawno swoją powieścią "Kryminalistka" (recenzja). Z wielką przyjemnością ale i obawą, skrytą w zakamarkach umysłu, sięgnęłam po jej najnowsze dzieło "Wariatkę". Już na początku zdradzę, że podczas lektury towarzyszyły emocje, które na długo zachowam w pamięci.

Joanna, główna bohaterka "Wariatki" to znana nam z "Kryminalistki" autorka poczytnych kryminałów. Po gwałtownej, brutalnej śmierci męża trafia do szpitala psychiatrycznego w stanie ciężkiej depresji. Odmawia przyjmowania leków, jest agresywna, a jej zachowanie szokuje lekarzy i pacjentów. Czy to tylko poza dla otoczenia, maska skrywająca jej prawdziwe emocje? Świadome działanie czy bezradność i otępienie po traumatycznej stracie? Co skrywa Joanna i dlaczego jej nowo wydana powieść wzbudza w niej strach oraz obawę o własne życie?

Joanna Jodełka już od pierwszej strony umiejętnie przyciąga uwagę i rozbudza ogromną ciekawość. Nie wskazuje jednoznacznie czy obawy Joanny, swojej bohaterki są realnym zagrożeniem czy jedynie skutkiem ubocznym silnych leków. Nie tylko czytelnik czuje się zagubiony w mieszaninie omamów i rzeczywistości. Joanna również nie odróżnia prawdy od fikcji. Nie wie więc komu mam zaufać, kogo się wystrzegać, kto jest jej sojusznikiem, a kto wrogiem. Musi liczyć jedynie na siebie i przypomnieć sobie niuanse sprawy, które opisała w książce. Domyśla się, że dotarła do jakiejś tajemnicy, prawdy, której wyjawienie może przynieść nieoczekiwane rezultaty.

"Wariatka" jest książką, w której napięcie i mroczna atmosfera pnie się na wyżyny... a akcja co chwilę zmienia tor i prowadzi w dokładnie przeciwnym kierunku. Trzeba mocno pogłówkować by nadążyć za Joanną (autorką i bohaterką ;)), zrozumieć i połączyć w jedno wszystkie wątki.
Pomysł na fabułę i jej prowadzenie bardzo zmyślne i atrakcyjne. Jest tajemnica, którą trzeba rozwiązać, jest niepewność, która zwodzi i daje do myślenia. Są krwiste i brutalne zbrodnie, jest trochę wulgarności, niepoprawności, tabu, erotyki w różnych, często zaskakujących konfiguracjach. Jednak największą uwagę skupiają specyficzni, wyróżniający się bohaterowie. To pełnokrwiste postacie, które nie boją się działać impulsywnie i nie zawsze w zgodzie z literą prawa. Dzięki nim, czytelnik odczuwa przeróżne emocje, które kumulują się, a w finałowym momencie dają upust, dając tym samym poczucie czytelniczego spełnienia :)

Jak widzicie Joanna Jodełka nie pozwala na nudę. Jej "Wariatka" jest pudełko, w którym skrywa się mniejsze kartonik, a w nim jeszcze mniejszy. Podsyca ciekawość, niecierpliwość i na końcu pozwala cieszyć się niespodziewanym zakończeniem. Joanna Jodełka zdecydowanie wyróżnia się na tle polskich "kryminalistów", co czyni ją moją osobistą liderką na liście ulubionych pisarzy.







"Wariatka" Joanna Jodełka, Świat Książki, Warszawa 2016








Czytaj dalej...

I stał się cud, Lin Stepp


Wiara czyni cuda. W tym duchu żyje bohaterka książki Lin Stepp. Jej nietypowa relacja ze Stwórcom przysparza jej przyjaciół ale i wrogów, czyhających na jej życie.

Zola Devon jest właścicielką sklepu z pamiątkami w górskim miasteczku Gatlinburg. Swoim klientom oferuje nietuzinkowe towary, ale często również wskazówkę na życie, pochodzącą od samego Boga. Jej umiejętność jasnowidzenia jest przyjmowana dwojako. Dla jednych jest hochsztaplerką, dla innych wyrocznią. Jedną ze swoich porad przekazuje znanemu fotografowi. Staje się ona początkiem niezwykłego uczucia.

Zola jest obdarzona szczególną intuicją, a także ogromną miłością do natury i jej darów. Jej silna wiara i tradycyjne wychowanie pozwalają na niezwykłe rozmowy ze Stwórcą. Dzięki  niej mieszkańcy Gatlinburga mogą uchronić się przed katastrofalnymi decyzjami bądź szybko odnaleźć zaginione osoby. Z reguły przepowiednie Zoli przysparzają jej przyjaciół. Zdarza się jednak, że niepomyślne wiadomości wzbudzają nienawiść. Kobieta ma kilku wrogów, którzy czekają na odpowiedni moment, żeby zaatakować i zniszczyć jej życie.  Nietypowa relacja z Bogiem to przywilej, a Ten ma plan by uratować swoją przedstawicielkę. Stawia na jej drodze słynnego fotografa Spencera i łączy ich losy. Dziwny to wybór. Mężczyzna jest samotnikiem dręczonym przez demony przeszłości. Czy tych dwoje ma szansę na trwałe uczucie? Czy Spencer uratuje Zolę? A może to Zola ma uratować Spencera?

Choć, pozornie, treść i bohaterowie wydają się przesłodzeni i wyidealizowani, ale wcale tak nie jest. I Zola i Spencer mają swoje problemy, z którymi zmagają się każdego dnia. Oboje mieli trudne dzieciństwo. Ona musiała zmierzyć się z samotnością, izolacją, odrzuceniem. On z wrogością, nienawiścią, niską samooceną i brakiem poczucia własnej wartości. Jej udało się rozprawić z trudnymi emocjami. Jemu nie. Nadal walczy i ciągle rani go przeszłość. Przez co separuje się od rodziny, od ludzi i boi się zaufać kobiecie, którą poznał w sklepie z upominkami. Przed nim jeszcze długa droga do osiągnięcia pełni szczęścia.

"I stał się cud" to opowieść o wielu aspektach życia. Najwięcej w niej o miłości, narodzinach zaufania, bliskości. Jednak możecie w niej odnaleźć również sposoby dążenia do odnalezienia własnej drogi, swojego miejsca, samorealizacji. To także opowieść o poszanowaniu natury, jej darów, życia w zgodzie ze swoją wiarą oraz intuicji pozwalającej zajrzeć w przyszłość i poznać jej tajemnice.

Lin Stepp pisze prostym językiem, przejrzyście bez skomplikowanych przeskoków w czasie i nagłych zwrotów akcji. Dzięki temu pozwala skupić się na tym, co ważne i rozkoszować się odprężającą lekturą. Dużym atutem są barwne i plastyczne opisy górskich krajobrazów, które urzekają od pierwszego słowa.

"I stał się cud" polecam wszystkim, którzy lubią proste, ale jednocześnie bogate historie o miłości i życiu.







"I stał się cud" Lin Stepp, tł. Ewa Bobocińska, Jaguar, Warszawa 2016








Recenzja napisana dla serwisu DlaLejdis :)








Czytaj dalej...

Od urodzenia, Elisa Albert


Pojawienie się dziecka w rodzinie to najcięższy egzamin jaki trzeba zdać w całym dorosłym życiu. Z mediów, ale i z całego naszego otoczenia jesteśmy bombardowani obrazami sprzecznymi z rzeczywistością. Fałszywy wizerunek rodzicielstwa sprawia, że emocje które się pojawiają są powodem przerażenia, niezrozumienia i prowadzą do wielu traumatycznych wydarzeń ciążących na życiu rodziców i dziecka. 

Elisa Albert szczerze i bez owijania w bawełnę opowiada o swoim macierzyństwie przepełnionym strachem, złością, rezygnacją, a jednocześnie wypełnionym wielką miłością do maleńkiego człowieczka, będącego częścią samej siebie. 

Narodziny dziecka nie są bajką znaną z reklam i wielu rodzicielskich poradników. To stan kiedy raz przeważają cienie zagubienia, a raz jasność szczęścia. Trzeba pogodzić się z obiema stronami macierzyństwa, by nauczyć się czerpać radość z wychowywania rozkosznego, rozkrzyczanego bobaska i by z czułością zaspokajać jego potrzeby. Stany lękowe, depresja poporodowa zdarza się częściej niż nam się wydaje. Cieszę się, że ten temat jest poruszany coraz częściej, i w życiu codziennym, i literaturze. Łatwo jest ulec udrękom i frustracjom, trudniej jest się do nich przyznać i spróbować z nimi walczyć. Temat rodzicielstwa jest mi znany z autopsji. Jestem dwukrotną mamą, od kilkunastu lat. Jednak moje doświadczenie i wiedza nie uchroniły mnie przed atakami gorszego samopoczucia i oceniania siebie w roli rodzicielki jedynie w świetle emocji, które mną targały w pierwszych tygodniach po narodzinach. Wiele wylałam łez, wiele myśli kłębiło się w mojej głowie i bardzo wstydziłam się do nich przyznać mojej rodzinie. Co bardziej zadziwiające żadna znana mi kobieta, matka, babka nie uświadomiły mi realiów, kłopotów, jakie mogą pojawić się wraz z dzieckiem. Wyidealizowany obraz w głowie kompletnie, podkreślam k o m p l e t n i e, różni się od rzeczywistości. 

Wracając do książki "Od urodzenia"... Podobało mi się, że Elisa Albert prosto, rzeczowo i bez udziwniania przedstawiła bohaterkę targaną emocjami związanymi ze swoim macierzyństwem, własnymi pragnieniami i demonami z przeszłości. Jej niepewność i strach w roli matki potęgują chłodne relacje z własną mamą i jej przedwczesna śmierć. Kobieta porównuje siebie do zmarłej i ocenia jej oczami. 
Autorka nie boi się złamać "świętego" wizerunku rodziny i ukazuje wiele ciemnych barw wchodzących w skład macierzyństwa. 

"Od urodzenia" to nie jest książka, o której zapomina się po lekturze. To historia, która daje wiele do myślenia, która skłania do uważniejszej obserwacji i wyciągnięcia pomocnej ręki we właściwym czasie. Nie trzeba robić wiele, wystarczy dobre słowo, uścisk, rozmowa, jakikolwiek gest solidarności. 

Na koniec cytat, który bardzo mi się spodobał, który dobrze  odzwierciedla rzeczywistość wielu kobiet...

"Kobieta, która znajduje się w pokoju, ma pod swoją opieką tyle osób, ile ich jest w pokoju."







"Od urodzenia" Elisa Albert, tł. Aleksandra Weksej, Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2016





Czytaj dalej...

Ritterowie, Patrycja Pelica



Uwielbiam sagi rodzinne, w których główną rolę odgrywają silne kobiety, będące korzeniami, trzonem, koroną rodu, pokoleń, małych społeczności, przeszłości, przyszłości, historią i nadzieją.

Właśnie takimi bohaterkami są kobiety z domu Ritter. Młode, odważne, mądre, niezwyciężone. Zapadają w pamięć mieszkańcom małego mazurskiego miasteczka. Są solą w ich oku, rozbudzają namiętności, skłaniają do zbrodni.

Młoda Niemka, Anna Ritter próbuje odnaleźć swoje korzenie na mazurskiej wsi. Pomaga jej w tym Marcin, miejscowy pisarz. Razem odkrywają przeszłość, smutną, bolesną, traumatyczną, naznaczoną nienawiścią ale i miłością gotową do wielu poświęceń. Wyniki ich poszukiwań prowadzą do narodzin uczucia, wzbudzają wiele kontrowersji i niepokój wśród mieszkańców wsi. Jednak im więcej nienawistnych ataków, tym większa ciekawość. Kim jest Anna i jej rodzina? Jak jest ich historia? Jakie tajemnice skrywa mała mazurska wieś?

"Uciekaj w przeszłość, zanim porazi cię teraźniejszość."

Akcja książki rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Towarzyszymy Annie i Marcinowi podczas poszukiwań, rozgrzebywaniu historii oraz uczestniczymy w rodzeniu się gwałtownego uczucia. Zagłębiamy się także w przeszłość i poznajemy losy młodego luterańskiego pastora Martina i jego żony. Próbuje on rozpocząć swoje dorosłe życie na Mazurach, gdzie powiększa swoją rodzinę, skupia wokół siebie społeczność luteranów i budzi gniew i nienawiść wśród Polaków. Obserwujemy również społeczność polsko- niemiecką w czasie II wojny światowej i podczas czasów komunizmu. Śledzimy dolę kolejnych pokoleń Ritterów, które coraz bardziej wydają się naznaczone tragedią, proroctwem, przekleństwem. 

To Martin złączył swoją przyszłość z Mazurami, ale to kobiety rodu Ritterów zapisały się w historii tej okolicy. Silne, odważne, piękne, kuszące, otoczone jakąś magią wabiącą miłość i nienawiść, radość i tragedię, jasność i mrok wielkiej historii. Niejedna Anna Ritter występuje w powieści. Jednak każdej z nich przynosi sporą dawkę cierpienia. Także ich niemieckie pochodzenie budzi wrogość, tym bardziej że kobiety nie kryją się ze swoją przynależnością, co więcej podkreślają ją na każdym kroku. Podczas wojny wzajemne animozje narastają i pobudzają konflikty, akty nienawiści.

"Nie trzeba żyć długo. Trzeba tylko wydrzeć życiu wszystko, co dobre."

Patrycja Pelica maluje słowem magiczne obrazy dawnych Mazur, spuściźnie po Krzyżakach, dawniej należących do terenu Prus, a do których rościli sobie prawo i Niemcy, i Polacy. Autorka opisuje trudne relacje pomiędzy zwaśnionymi, wrogo nastawionymi sąsiadami. W małe konflikty wkomponowuje krajobraz wielkiej historii i straszliwej wojny. Jednocześnie rysuje profil rodziny, których siłą, filarem są kobiety, ich mądrość, ich miłość. miłość.

"Ritterowie" to nie jest lekka powieść, to książka wymagająca cierpliwości, uwagi, skupienia. Warta jest jednak czasu, który z nią spędzisz. Odkryje przed Tobą urok mazurskiej wsi, siłę marzeń, wiary, potęgę miłości i niszczycielską falę nienawiści. Udowodni również, że przeszłość, korzenie, rodzina nie tylko buduje naszą tożsamość ale w jakimś stopniu wyznacza kierunek na przyszłość. 

"Kto przeżyje własną śmierć, inaczej patrzy na życie, bo to właśnie umieranie, paradoksalnie, uczy żyć."







"Ritterowie. Rzecz o Mazurskiej duszy" Patrycja Pelica, Muza, Warszawa 2016





Czytaj dalej...

Administrator strony Aleksandrowe myśli korzysta z systemu komentarzy Disqus. Adresy IP i adresy e-mailowe są przechowywane przez administratora Disqus'a. Zakładając stronę na platformie Disqus wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.
Aleksandrowe myśli © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka